Wbrew Pozorom (no raczej)
|
2017-11-05, 13:07:56
Post: #1
Wbrew Pozorom (no raczej)
|
|||
|
|||
WBREW POZOROM (NO RACZEJ)
Znów siedzę na podłodze na kocu Czysty szafir kolorem moich oczu Słucham RAPu co kołysze mnie na dwa Jednym jedynym obrazem figura Twa Rymuję stale choć trudno trzymać sens To jak przeżuwać najsurowsze z mięs. Zgubiłem dużo wody z organizmu I stronie od sceptyków i cynizmu Raczej szukam pozytywów szczęścia ułomków Zmieniłem się bo zawodziłem ziomków Ale nigdy już! Przyjaźń droższa od miłości Wolny jestem od wstydu, gniewu, litości. Beztroski uśmiech receptą na dobry dzień Jeśli myślisz inaczej to się lepiej zmień. Cień nienawiści nie mąci mego oka Moja pani jest słodka, miła, wysoka I świetnie tańczy, ubiera się z gustem Marzeniem moim jest jej dekolt z biustem. Ona ma styl zupełnie tak jak ja Zobaczcie zobaczcie jak bujamy się na dwa To RAP mnie kołysze i mojej Muzy sny I czuję się spełniony gdy myślę o niej gdy Widzę ją oczami wyobraźni jestem szczęśliwy Nie obrażam się nie jestem taki tkliwy Ciężko mnie wzruszyć czy przebić serce Kocham się w tym co cieszy wielce Lubieżność splunąłem z moich warg Nie interesuje mnie żaden pieniężny targ Myślę o bezinteresowności ona uszlachetnia W mojej piwnicy pełna butla stuletnia Ale nie chcę jej pić to mnie nie bawi Wino mój żołądek z trudem trawi Kolejny wór rymów zapełnia poranek Kolejny łykam czarnej herbaty dzbanek To nie jest hałas to cichy gołębi krok Dres, włosy krótkie, nie zmącony wzrok Pozdrawiam ziomków gamoniom walę mukę Powściągam z łatwością zmysłowości sukę Mam kilka długopisów, papieru do oporu Świeże powietrze wlatuje oknem z dworu Natchnienie wypisuję równo w wersów linię I cały mój smutek zmaltretowany ginie Radość czerpię z alfabetu kombinowania Frazy kleję składam ze słów zdania Co dzień znajduję źródła głębokie, przeczyste To się od razu wie to jest oczywiste I nie potrzebuję bomby by się zajarać Nigdy już nigdy już się nie przestanę starać W wielkie skrzydła chwytam wielki wiatr Wbrew pozorom trudny jest koniec a nie start Kart albo kości używam dla rozrywki Ej dziewczyny obetnijcie swoje grzywki Ona wam przysłania pojęcie ba! Cały świat To jakby nawstawiać w okna krat Poważnie – mój gust gdy je widzę się niesmaczy Aż dziwne, że mój rym o ten temat zahaczy Ale dosyć najważniejsze to być sobą Nie myśleć o tym bebechem tylko głową I ciszę słyszę huczy jak milionowy moloch Jak sypany z całej siły o ścianę groch Rozwalę ją zniszczę gdy stanie mi na drodze Dotrę do celu choćby na ostatniej nodze Wchodzę cisza się unosi – powiew świeży Stoję na szczycie warownej wieży Spoglądam szeroko obejmuję horyzonty Chwalę tych co jarają tłuste jointy.. Jestem piewcą nierówności ona jest wszechobecna Wbrew pozorom to nie moneta niecna Zacna raczej gdzie indziej kupujemy chleb Do moich rymów taneczny rytm klep Dopełnij go ze wszech miar pokoloruj Albo w skalę szarości gustownie wytonuj Będę mówił o gustach - źle, że to temat Zakazany. Dla mnie to żaden dylemat Bez wahania podejmuję działanie rzecz męska Dodaje mi sił nawet sromotna klęska Gdy dostaję wstaję i oddaję w dwujnasób Gdy dobra wojna argumentów mam pełen zasób I w wymowie jestem pewny mówię do rzeczy Skrzeczy mi sroczka, że nikt nie zaprzeczy Jak mówię mam rację niechybnie z pewnością Brzydzę się wstydem, gniewem, litością Popycham wszystko co upada niech leci I tego będę uczył wszystkie dzieci Kocham pisać utrwalę tuszem co moje W moim magazynku rozrywające naboje Karabin sam zmontowałem zawsze trafia w cel Chcesz być wielkoduszny co najlepsze dziel Tak żebyś od rozdawania miał odciski Moje słowa to rozrywające pociski Kolejny nabój kolejny wers i fraza Moje słowa infekują jak czarna zaraza Tyle, że nie zabija raczej daje do myślenia Nie zapomnicie już nigdy mojego imienia Moich imion bo mówią na mnie różnie Zapełniam tuszem papieru białą próżnię I nie przestanę nikt mnie nie zmusi A jak patrzą na mnie to ich też kusi Myślą: „skoro on może to my też potrafimy” Ha! To moje są najokrąglejsze rymy Mam talent mam styl a mój głos floo Dorównaj mi ha! Spróbuj zrobić to Wbrew pozorom to nie jest łatwe wcale Zaprawdę zapomniałem przeszłość i żale Przyczyn szukam w przyszłości a nie w tyle Niebiosa ile już zapisałem linii ile? Tak długi wiersz potrafi znudzić czytelnika Ale moja myśl w jego potrzeby nie wnika Polityka to najlepsza pisać jak dla siebie Kilka chmur sunie za oknem na niebie I błękitu żywioł zieleń drzew liści Nie jestem romantykiem bliżsi mi moderniści Kominy i bruk dziewiętnaste stulecie Będę pisał jeszcze nawet jak nie chcecie Wyładuję się na papier wyleję atrament Rozwalę ten burdel posieję zamęt Wbrew pozorom to nie chaos lecz nowy ład Ej sędziowie z waszych oczu wyziera kat Mówicie o sprawiedliwości ej no nie wierzę Człowiek czy o czerwonych policzkach zwierzę Sprawiedliwość mówi: „ludzie równi nie są” Przytakniecie jak przyjdę z pełną kiesą To was przekona – głowa wprost z portfela Warta błogosławieństwa nośnik wesela Więcej niż tysiąc słów rozumiem to dobrze To jak grać na trąbce królewskiej kobrze No raczej ten temat nie licuje z artystą Dawaj tu czystą a nie prawie czystą. Się zastanawiam czy nie lepiej być rzemieślnikiem A długiego myślenia jedynym wynikiem Jest wahanie coraz głębsze i głębsze Wątpliwości się rodzą większe i większe Na tę kwestię masz dwa błyski oka mgnienie I decyduj: albo odmowa albo skinienie To już finisz chcesz czytaj to od końca Kochana pozdrawiam Twój przyjaciel i obrońca. |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości