Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej.
Wbrew Pozorom (no raczej) - Wersja do druku

+- Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej. (http://dotykiemwiatru.grd.pl)
+-- Dział: Poetica (/forum-5.html)
+--- Dział: Wiersze rymowane (/forum-14.html)
+--- Wątek: Wbrew Pozorom (no raczej) (/thread-6870.html)



Wbrew Pozorom (no raczej) - Orcio24/7 - 2017-11-05 13:07:56

WBREW POZOROM (NO RACZEJ)

Znów siedzę na podłodze na kocu
Czysty szafir kolorem moich oczu
Słucham RAPu co kołysze mnie na dwa
Jednym jedynym obrazem figura Twa
Rymuję stale choć trudno trzymać sens
To jak przeżuwać najsurowsze z mięs.
Zgubiłem dużo wody z organizmu
I stronie od sceptyków i cynizmu
Raczej szukam pozytywów szczęścia ułomków
Zmieniłem się bo zawodziłem ziomków
Ale nigdy już! Przyjaźń droższa od miłości
Wolny jestem od wstydu, gniewu, litości.
Beztroski uśmiech receptą na dobry dzień
Jeśli myślisz inaczej to się lepiej zmień.
Cień nienawiści nie mąci mego oka
Moja pani jest słodka, miła, wysoka
I świetnie tańczy, ubiera się z gustem
Marzeniem moim jest jej dekolt z biustem.
Ona ma styl zupełnie tak jak ja
Zobaczcie zobaczcie jak bujamy się na dwa
To RAP mnie kołysze i mojej Muzy sny
I czuję się spełniony gdy myślę o niej gdy
Widzę ją oczami wyobraźni jestem szczęśliwy
Nie obrażam się nie jestem taki tkliwy
Ciężko mnie wzruszyć czy przebić serce
Kocham się w tym co cieszy wielce
Lubieżność splunąłem z moich warg
Nie interesuje mnie żaden pieniężny targ
Myślę o bezinteresowności ona uszlachetnia
W mojej piwnicy pełna butla stuletnia
Ale nie chcę jej pić to mnie nie bawi
Wino mój żołądek z trudem trawi

Kolejny wór rymów zapełnia poranek
Kolejny łykam czarnej herbaty dzbanek
To nie jest hałas to cichy gołębi krok
Dres, włosy krótkie, nie zmącony wzrok
Pozdrawiam ziomków gamoniom walę mukę
Powściągam z łatwością zmysłowości sukę
Mam kilka długopisów, papieru do oporu
Świeże powietrze wlatuje oknem z dworu
Natchnienie wypisuję równo w wersów linię
I cały mój smutek zmaltretowany ginie
Radość czerpię z alfabetu kombinowania
Frazy kleję składam ze słów zdania
Co dzień znajduję źródła głębokie, przeczyste
To się od razu wie to jest oczywiste
I nie potrzebuję bomby by się zajarać
Nigdy już nigdy już się nie przestanę starać
W wielkie skrzydła chwytam wielki wiatr
Wbrew pozorom trudny jest koniec a nie start
Kart albo kości używam dla rozrywki
Ej dziewczyny obetnijcie swoje grzywki
Ona wam przysłania pojęcie ba! Cały świat
To jakby nawstawiać w okna krat
Poważnie – mój gust gdy je widzę się niesmaczy
Aż dziwne, że mój rym o ten temat zahaczy
Ale dosyć najważniejsze to być sobą
Nie myśleć o tym bebechem tylko głową
I ciszę słyszę huczy jak milionowy moloch
Jak sypany z całej siły o ścianę groch
Rozwalę ją zniszczę gdy stanie mi na drodze
Dotrę do celu choćby na ostatniej nodze
Wchodzę cisza się unosi – powiew świeży
Stoję na szczycie warownej wieży
Spoglądam szeroko obejmuję horyzonty
Chwalę tych co jarają tłuste jointy..

Jestem piewcą nierówności ona jest wszechobecna
Wbrew pozorom to nie moneta niecna
Zacna raczej gdzie indziej kupujemy chleb
Do moich rymów taneczny rytm klep
Dopełnij go ze wszech miar pokoloruj
Albo w skalę szarości gustownie wytonuj
Będę mówił o gustach - źle, że to temat
Zakazany. Dla mnie to żaden dylemat
Bez wahania podejmuję działanie rzecz męska
Dodaje mi sił nawet sromotna klęska
Gdy dostaję wstaję i oddaję w dwujnasób
Gdy dobra wojna argumentów mam pełen zasób
I w wymowie jestem pewny mówię do rzeczy
Skrzeczy mi sroczka, że nikt nie zaprzeczy
Jak mówię mam rację niechybnie z pewnością
Brzydzę się wstydem, gniewem, litością
Popycham wszystko co upada niech leci
I tego będę uczył wszystkie dzieci
Kocham pisać utrwalę tuszem co moje
W moim magazynku rozrywające naboje
Karabin sam zmontowałem zawsze trafia w cel
Chcesz być wielkoduszny co najlepsze dziel
Tak żebyś od rozdawania miał odciski
Moje słowa to rozrywające pociski
Kolejny nabój kolejny wers i fraza
Moje słowa infekują jak czarna zaraza
Tyle, że nie zabija raczej daje do myślenia
Nie zapomnicie już nigdy mojego imienia
Moich imion bo mówią na mnie różnie
Zapełniam tuszem papieru białą próżnię
I nie przestanę nikt mnie nie zmusi
A jak patrzą na mnie to ich też kusi
Myślą: „skoro on może to my też potrafimy”
Ha! To moje są najokrąglejsze rymy
Mam talent mam styl a mój głos floo
Dorównaj mi ha! Spróbuj zrobić to
Wbrew pozorom to nie jest łatwe wcale
Zaprawdę zapomniałem przeszłość i żale
Przyczyn szukam w przyszłości a nie w tyle
Niebiosa ile już zapisałem linii ile?
Tak długi wiersz potrafi znudzić czytelnika
Ale moja myśl w jego potrzeby nie wnika
Polityka to najlepsza pisać jak dla siebie
Kilka chmur sunie za oknem na niebie
I błękitu żywioł zieleń drzew liści
Nie jestem romantykiem bliżsi mi moderniści
Kominy i bruk dziewiętnaste stulecie
Będę pisał jeszcze nawet jak nie chcecie
Wyładuję się na papier wyleję atrament
Rozwalę ten burdel posieję zamęt
Wbrew pozorom to nie chaos lecz nowy ład
Ej sędziowie z waszych oczu wyziera kat
Mówicie o sprawiedliwości ej no nie wierzę
Człowiek czy o czerwonych policzkach zwierzę
Sprawiedliwość mówi: „ludzie równi nie są”
Przytakniecie jak przyjdę z pełną kiesą
To was przekona – głowa wprost z portfela
Warta błogosławieństwa nośnik wesela
Więcej niż tysiąc słów rozumiem to dobrze
To jak grać na trąbce królewskiej kobrze
No raczej ten temat nie licuje z artystą
Dawaj tu czystą a nie prawie czystą.
Się zastanawiam czy nie lepiej być rzemieślnikiem
A długiego myślenia jedynym wynikiem
Jest wahanie coraz głębsze i głębsze
Wątpliwości się rodzą większe i większe
Na tę kwestię masz dwa błyski oka mgnienie
I decyduj: albo odmowa albo skinienie
To już finisz chcesz czytaj to od końca
Kochana pozdrawiam Twój przyjaciel i obrońca.