Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Burza hormonalna
2008-02-01, 13:19:04
Post: #1
Burza hormonalna
Na odgłos zbliżających się kroków syna, podniosła głowę. Spojrzała w otwarte drzwi pokoju.
Co robisz mamo? - zaciekawiony zajrzał do do pokoju.
- Piszę.
- A co piszesz? Wiersze?
- Nie, opowiadanie.
Syn zręcznym ruchem wślizgnął się pod ramię Marzeny.
- I co tutaj mamy? Jery, ale gryzmolisz!
- Nie czytaj. Nie chcę.- Mówiąc to, odganiała się od małego natręta.
- I tak bym się nie doczytał. A o czym piszesz?O mnie?- pisnął z zaciekawieniem, starając się nosem zajrzeć w zeszyt.
-A niby dlaczego o tobie?- Z udanym zdziwieniem odpowiedziała.
Prawie zalotnie spojrzał głęboko w oczy Marzeny, mówiąc:
- No wiesz...o tym, że jestem niedobry, uparty, że nieraz mnie masz dosyć...i takie tam duperele.
Marzena przytuliła ze śmiechem syna, drapiąc go pieszczotliwie za uszkiem, co bardzo lubił.
- No co ty, jesteś moim słoneczkiem i szczęściem.
- Przytul misia- w ostatnim czasie jego ulubione powiedzonko- sapnął zadowolony
Częstotliwość z jaką je powtarzał, była równa wybuchom buntu. W czternastym roku jego życia zaczęła się burza hormonów, która w druzgocący sposób wpływała na jego poczucie niezależności. Jego wybuchy przypominały nieaktywne wulkany, które trudno było przewidzieć, kiedy wybuchną.
Pomiary sejsmograficzne nie zawsze były dokładne. Aż za dobrze Marzena o tym wiedziała.
Jej osobisty przyrząd- sejsmograf nieraz nawalał.
Nie wiedzieć kiedy i jak, z jej małego synka wyrósł młody mężczyzna. Wysoki szatyn o niebieskich oczach- dużych
i filuternych. Genetycznie skazany na dziedzictwo po matce. Obcy był mu pragmatyzm ojca, bliskie były mu marzenia matki. Jabłoń i jabłko. Tak, bez wątpienia byli z tego samego drzewa. W założeniu przedurodzeniowym miał być piękny po matce, mądry po ojcu. Wszystko jednak ściągnął po matce. Delikatność, wrażliwość, ciepło, ale i bałaganiarstwo.
To ostanie, jak sobie Marzena przypomniała zawsze swojej matce tłumaczyła, że to twórczy bałagan. Z wiekiem jej minął, tak więc wychodziła z założenia, że i jemu kiedyś minie.
Mimo swej wielkiej miłości, nie zawsze umiała zapanować nad sobą. Wtedy to już był kompletny kataklizm.
Do ostatniego razu, kiedy to po przepłakanej nocy wylądowała w wygodnym fotelu u pedagoga.
Znajoma wykazała dużo wyrozumiałości i cierpliwości.
Z zapuchniętymi oczami, Marzena opowiedziała o swoich problemach związanych z synem.
- Wie pani, może to ja powinnam iść do psychologa, może to ze mną coś nie tak. Może jestem złą matką, może nie umiem wychowywać? No, nie wytrzymuję chwilami, choć wiem, że źle robię.- Cichym głosem zakończyła swoje zwierzenia, nerwowo bawiąc się okularami.
- Pani Marzeno, spokojnie. To nie tak.
Ciepły i spokojny głos podziałał na Marzenę jak balsam. Zaczęła uważnie słuchać, jak pedagog opowiada o sobie
i swoim już dorosłym dziecku. Z minuty na minutę coraz bardziej się uspokajała.
Już wiedziała, że wszystko jest w normie i to tylko burza hormonów u młodego człowieka.
Jej życie w jednej chwili wróciło z powrotem na właściwe tory.
Po wyjściu już wiedziała co robić. Od tej pory, po pewnych wspólnych uzgodnieniach, życie znowu zrobiło się piękne.
Spokój, spokój i jeszcze raz spokój. Popuściła synowi cugle, dała duży wybieg, zostawiając naokoło maluśki płocik.
Tak na wszelki wypadek. Wychodząc z założenia, że ufać można, ale kontrolować trzeba.
Jedno ją tylko martwiło. Jak to zniesie, kiedy z piątkowego ucznia zrobi sie trójkowy. W takich chwilach sobie powtarzała:
- No cóż ..wielcy mieli prawie zawsze problemy w szkole, a ich nazwiska dziś są znane i lubiane, a niektóre i szanowane- tu następował chichot, bo zaraz sobie przypomniała jak straszyła syna:
- Ja ci mówię, ty się ucz, bo jak nie, to będziesz pierwszym zamiataczem ulic z biegłą znajomością języka angielskiego...
Przestała pisać...Jej myśli niebezpiecznie się wzniosły w bezmiar przestrzeni, by nagle gwałtownie i z piskiem zahamować. Z obrzydzeniem się otrząsnęła z przykrych wspomnień.
Nie chciała, by jej syn takie miał. Niech zapamięta swoją matkę, jako osobę pełną miłości i wyrozumiałości.
Osobę na która zawsze może liczyć, bez względu na to, jak się jego życie potoczy.
Odłożyła pióro, spoglądając na zegarek. O kurczę 22,00, znowu to samo. Odgłos klawiatury, aż za dobrze było słychać.
- Synu!!!- Ryknęła na wszelki wypadek, żeby było ją dobrze słychać.
- Tak mamo?
- Jest 22,00, ale już mi z tego kompa.
- Za chwilę.
- Słuchaj no...”ty za chwilę”, ale już mi z tego komputera schodzisz, bo zaraz się rozedrę i moje futro dostanie zawału.
Dla ścisłości trzeba dodać, że “ moje futro”, to szynszyl w klatce, nazywany tak pieszczotliwie przez Marzenę.
Usłyszała odgłos zamykanego komputera. Uśmiechnęła się pod nosem.
Nie jest źle. Sejsmograf dobrze przewidywał, że wybuchów na razie nie będzie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
2008-02-15, 17:23:24
Post: #2
 
Ninoczka napisał(a):;-) Ta "burza hormonów" tak sobie myślę chyba u obojga ;-)
Świetne te perypetie Marzenki.
Pisz dalsze opowiadania!


w imieniu Marzenki dziekuję , a co do burzy hormonalnej, pewnikiem masz rację.Każdy wiek jednak ma swoje burze... :roll:
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości

Kontakt: dotykiemwiatru @ go away spambots grd.pl | albo: grd @ go away spambots gazeta.pl | | Wróć do góry | Wróć do forów | Wersja bez grafiki | RSS