Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej.
SzaryWilk - Wersja do druku

+- Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej. (http://dotykiemwiatru.grd.pl)
+-- Dział: Poetica (/forum-5.html)
+--- Dział: DZIAŁ AUTORSKI (/forum-13.html)
+--- Wątek: SzaryWilk (/thread-1839.html)



SzaryWilk - SzaryWilk - 2008-10-02 08:51:13

tracheostomia

landszaft:

przed kościołem klęczy człowiek
i szeleści. łapie oddech. trzy po trzy
z gardła wysnuwa jak nitkę,
kamyki nawleka, albo: zdrowaś
Mario, zdrowaś.


dłoń sękata od laski,
czarna rękawiczka bez palców.
pruje się, nitki wyłażą, zaplątane
w pacierz jak w skołtuniony kłębek:
Bóg zapłać, Ojcze nasz, nie pozwól
zgubić wątku.

drobniak taki, brudny od podszewki.
do schodów kolanami przyrósł,
kolanami pacierz podpiera.
za daszek czapkę trzyma. stary
sweter mechaci się, rozłazi, nitki
z niego wiszą.

trzeba upleść pacierz,
zanim się zaczepi, postrzępi
o tę dziurę w krtani.

Łódź 10.02.2008


laleczka
trzeba wziąć się w garść jak pacynkę, kiwnąć palcem,
ukryć szramę na serdecznym.

pamiętam zimę, gdy rosła w tobie kulka,
szukaliśmy w kalendarzach i graliśmy w kolory
na oczy (moje, twoje), a wszystko co nasze
zaokrąglało się pomiędzy kieszeniami podomki.

rozkładaliśmy ramiona jak orły,
nasłuchując czy jutro też spadnie
śnieg. tatku, czy księżniczki zasypiają?
pytała

a potem przyszedł mróz i pękło we mnie drzewo,
zrosło się z asfaltem do żwiru jak rdza.
można tylko rzeźbić, dłubać świątki
myśląc czy wtedy był lód. szklić oczy.

Łódź 16.02.2008


Człowiek się rodzi bez koloru

Człowiek się rodzi bez koloru
Bezbarwny wodą, szybą w oknie.
Czasem go słońce dotknie brązem,
Lub na przystanku deszczem zmoknie.
Przez całe życie zbiera słowa,
Szare, niebieskie i różowe,
I dni kolejne z nich układa
Jak wycinanki kolorowe.

Najbardziej czeka się na takie,
chowane skrzętnie gdzieś na potem,
które Ktoś drugi podaruje
grawerowane czystym złotem...

Emblematy

Truskawki

Zaklinam Cię w wiatr
Co dreszcze na plecach rysuje
zaklinam Cię w śnieg
co krople z gwiazd w ustach wytapia
Niech spłyną po udach śladami truskawek
w przydrożnej klepsydrze
zebrane
wieczorem.

----------------

*(Mojej Nataszeńce)

Natasza Szukszyna poszła do nieba między 21.20 a 21.26.
Nikt nie słyszał, kiedy jej dusza wyszła z ciała
otwarta kawałkiem blachy, jak puszka sardynek.
Można przyjąć, że dwie godziny wcześniej sama mówiła,
że musi pozrywać truskawki z tego poletka przy szosie krajowej na Swietagorsk.
Bo rano ukradną.
Tak mówiła (jeśli wierzyć narratorowi)
chociaż mały Andriusza zaklinał się na święty obrazek,
że wspomniała coś jeszcze o kurach.
Siedem godzin wcześniej Oleg Pietkin kierowca kołchozu w A.
żegnał wylewnie swoją narzeczoną.
Był szczęśliwy.
Dwanaście minut po tym, jak Natasza Wasiliewna poszła do nieba,
stary Dmitrij jadąc na rowerze zobaczył stojącą
ciężarówkę kołchozu w A.

Czwartej nocy śniło się Olegowi, że nawiedził go diabeł, nalewał wódkę
i obiecywał zapłatę za jakąś miłość.

(Ciekawe czy Pietkin wcześniej już widział diabła?)

Na szosie krajowej do Swietagorska
wiatr unosi woń rozjechanych truskawek.




pleśń

Głupia Katia urodziła diabła w deszcz.
Kapało z żółtosinych chmur a
ludzie siedzieli w domach jak kury
i iskali się z niepotrzebnych pasożytów.
Ze ścian pachniało pleśnią, zupełnie jak wtedy,
gdy schodziła do piwnicy
a diabły dopadły ją w sieni.
Wyrosły z cienia i zatykały usta
brudną chustką, żeby się nie darła.
Ale nic nie widziała.
Czuła tylko macki grzybni wyrastającej ze ścian.
Przytulały odorem piwa i stękały poruszając się w niej,
jakby szukając nowego, wilgotnego muru
do zasiedlenia.
Mówiła ludziom, że puchnie od pleśni,
a oni śmiali się i pukali w głowy.


Potem krzyczała i przeklinała, kiedy ból rozsadzał
jej brzuch a stara Olga kazała gryźć rzemień

Diabeł miał oczy jak niebo.



Dym

Dym zdławił Ci oczy
zamazał ich błękit,
jak wieniec zwęglony
od znicza z plastiku
Wycieram garść z piasku,
bo przecież wypada
coś rzucić na koniec.



Puszki płoną bezdusznie.
Tylko czasem rozbłysną ochłapem
zerwanej etykiety.
Stiopa widział duszę pierwszy raz w ubiegłą niedzielę.
Chłopaki znaleźli wtedy starą oponę,
skwierczała powoli prychając bąblami jak donaldówka za 4 ruble,
a czerń zaplatała powietrze warkoczami dymu.
Babka zawsze mówiła,
że dusza leci z wiatrem do nieba.
śmierdziało tak, że nawet Piet’ka zatykał nos
to musiała być bardzo stara dusza
już jest prawie dorosły. w przyszłym roku pójdzie do szkoły
z chłopakami. I nauczy się rozpalać jedną zapałką. Jak Piet’ka.
Trzeba popchnąć patykiem.
Szkoda, że nikt nie widzi ile śmieci uzbierał.
Tylko ten głupi wiatr.

poczerniały niewypał wykrwawiał w ogniu
przedostatni kawałek rdzy.


---------------------