Popłuczyny
|
2017-11-03, 11:58:08
Post: #1
Popłuczyny
|
|||
|
|||
POPŁUCZYNY
Wymywam z mojego słoika popłuczyny Czemu znów pisze nie szukam przyczyny. Ludzie! Ja już nic z wami nie odczuwam Konsumuję i w wielkim smutku przeżuwam I czytam mą powieść tysiąca i jednej historii Na temat ludzkości mam kilka teorii I dławi mnie smutek gdy patrzę na to wszystko Prawdę tuszują to tylko kłamstwa igrzysko. Wegetuję jak roślina w zimowa porę Nie pije nie palę nie łykam nie biorę Po stokroć NIE! Nigdy już jak w ten dzień Inaczej wyglądam jak siebie samego cień Zalega nade mną chmura ciężkości Nie będę aktorem czy wystawcą pospolitości Kości mam twarde może bardziej niż drwa Pode mną cienka lodu śliskiego kra Dwa razy już miedzy tłum ludzi schodziłem MUSISZ niźli CHCĘ jest bardziej sercu miłem Dzień mija za dniem i siły mi nie brak Choć często się czuję jak zużyty wrak I pisze te wiersze by uniknąć martwoty Nie łam się nie przejmuj bracie no co ty? Nadejdą tłuste lata szumieć będzie w głowie Już to przechodziłem i wiem sam po sobie A tobie nie brak odwagi to świeże powietrze Złapiesz wiatr w żagle lecz czekaj jeszcze Dzieci moje są blisko nadchodzą bezustannie Pod zimnym prysznicem w czystej wannie Parskaj i prychaj dław się i krztuś I do tworzenia najlepiej siebie zmuś Wpisz w legion słów cokolwiek ziemskiej treści Wiesz ile jeden wiersz w sobie mieści?? A jeśli nie wiesz ja kwestię CI naświetlę Nudno jest w niebie zbyt ciasno w piekle Zaprawdę powiadam śmierć to najświętsze są gody W dzień pogrzebu żądam deszczowej pogody Matka ziemia w wielkim smutku się ze mną rozstanie Na zagrożenie.. nie mam baczenia na nie Tyle zamachów na siebie już przeżyłem Mam takie ego że większości nie zauważyłem Nie ma już mnie to tylko boska z wami zabawa To nie jest uczta czy obiad to sama przyprawa A wy łykacie zwodzić się dajecie naiwnie Jak to zrozumieć – tłumaczyć tę kwestię przedziwnie Moje słowa moje słowa i słowa tylko słowa Udała się ze mnie na szczęście jedna połowa A do połowicznie udanych przyszłość należy Niejeden w mą blagę całym sercem wierzy Należy też założyć margines błędu uogólnienia Wieczność z namiętną tęsknotą woła imienia Mojego imienia co ma brzmień jak symfonia Z chaosu zdań wypływa wiersza harmonia To kołysze mą duszę buja to mnie na dwa Uwierzcie pode mną jest śliska cienka kra I pewnie chcecie by pękła – utonął bym Żeby mnie okrył niebieski niepamięci dym Przejdę dnia pewnego przejdę na druga stronę Póki co w rymie moich wierszy tonę Zły jestem na siebie że lepiej nie potrafiłem Brałem, łykałem, piłem, paliłem Obdarzam wrogów czego ty żałujesz przyjaciołom Podobny na obraz pracowitym pszczołom Przypowieści się uczę na pamięć wedle żądania Tylko na kilka tematów nie wyrobiłem zdania Reszta jest milczeniem i nie zdradza go milczenie Nie mówię już nic milczę twardo jak kamienie Lubię je one też mają dusze i są pamiętliwe Panienki nie bądzcież mi takie tkliwe Ten wiersz się rozciąga w granice poematu I bez sensu i o niczym najlepszego tematu Wodzę was za nos mgliste macie pojęcie Nie ukradnie mi duszy najbłyskotliwsze zdjęcie Fotografia to samobójstwo dobrowolne mężczyzny Wytatuuję na mym ciele tuszem czarne blizny Wąż w przyjaźni z orłem na całe moje plecy Czy jest rozsądnym kto ciało tak kaleczy Jasno i prosto zrozumialej być nie może Szczęście co się kąpie w każdym tęczy kolorze Boże Wszechmogący dziękuję za ten talent To dla mnie jak dla miłości ekwiwalent Stwórco pomogłeś mi w pisaniu acz bez proszenia Wieczność z tęsknotą woła mojego imienia Ku wam ta spóźniona apostrofa jedynie Wierzę na słowo już tylko mojej dziewczynie Jednej Jedynej z odległych najdalszej Ponad słowa obietnicy czeka ona trwalszej I spełnię ją gdy dni się wypełnią – w południe Będzie namiętnie, błogo, arcycudnie Grudnie nas nie zmrożą sierpnie nie zgrzeją Krzepię me serce przenajświętszą Nadzieją I ona mnie kocha poprowadzi do celu Wiem to na pewno i ty to wiedz przyjacielu. 8.05.09 |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości