bez tytułu
|
2016-12-20, 13:52:40
Post: #1
bez tytułu
|
|||
|
|||
9 grudnia szron unosił się nad drzewami. Pola były przemarznięte. Z kominów unosił się anorektyczny dym. Kilka dni wcześniej miały miejsca zamachy na ambasadora Rosji w Ankarze.
Szwedzka agencja służb specjalnych do zwalczania terroryzmu sieci, ostrzegała kraje bałtyckie przed wzmożonymi działaniami służb Kremla. Internet huczał od plotek na temat wysyłania przez Rosję agentów do byłych krajów ZSRR, w tym do Polski. Większość dziennikarzy i śledczych nie była poinformowana, o tych działaniach, skoro jestem dziś gdzie jestem. Zaskoczenie nastąpiło o 9.00 rano w strefie przemysłowej. Zaatakowane jednostki energetyczne padały jak muchy. Zmobilizowane oddziały specjalne były bezradne. Indeksy oszalały. Leciały w dół w maksymalnym tempie. Hakerzy atakowali przede wszystkim jednostki komputerowe odpowiedzialne za logistykę i przesył energii. Znajomy zadzwonił z pracy, że sprawa wygląda dziwnie. Wysiadła stacja tranzystorowa, chociaż analiza komputerowa nie zanotowała nasilenia napięć. Nie wiem co się dzieje. Powiedział krótko. To był ciężki tydzień. Miałem problemy. W pracy też się nie układało. Prowadziłem drobną firmę przesyłkową. Trzy samochody prywatne. I jeden służbowy. Żyłem na śródmieściach. Nie miałem sił na zjedzenie śniadania więc poszedłem pod prysznic. Nie lubię radia, kiedy jadę, puszczam płytę. W ten sam moment usłyszałem charakterystyczny alarm. Poślizgnąłem się na wodzie ale złapałem równowagę. Dwadzieścia minut później byłem w aucie. Nie przygotowany, sparaliżowany, bez koncentracji. Dojechałem do wyjazdu i mym oczom okazał się chaos. Siedziałem nieruchomo, bez mrugnięcia okiem. Z tyłu nieświadomi kierowcy sygnalizowali ruch. Odleciałem na moment. Dzięki Bogu podwyższone ciśnienie wspomogło koncentrację. Włączyłem radio. Przekaz powtarzany w kółko brzmiał; „prosimy pozostać w domach!”. Wysiadłem z auta, to logiczne, nie miałem możliwości ruchu. Wracałem do domu. W okolicy panowała dziwna atmosfera. Słyszałem płaczące kobiety, próbę, usiłowanie wytłumaczenia, zbiegającego się ze krzykiem. Odgłosy dziwnego śmiechu też nie były obce. Niektóre starsze w szczególności osoby patrzały w niebo. W ten zachwiałem się na nogach po potężnych wybuchach, wybiegających ze śródmieścia, jakieś 400 metrów ode mnie. Poczułem w szklanym przeorze wzroku, obraz samego siebie. Ten charakterystyczny dźwięk w uszach dał o sobie znać. Pół godziny błądzenia wkoło, w końcu przywrócił mi jarzenie szarych komórek. Miałem niecałe sto metrów do domu. Widziałem kilka rozbitych aut, kilka zostawionych, otwartych. W jednym siedziało dziecko, chłopak w wieku około 11 lat. Sklepy były pozamykane. W kilku przypadkach, o których pamiętam, nie zarejestrowałem prób włamań. Ale gdy dotarłem do domu i instynktownie wyjrzałem przez okno na świat. Ustawiały się kolejki. Zakręciłem się jak podarty i wylądowałem przed oknem. Kilku gwarów dobijało się do witryn i drzwi. Zrozumiałem, że właścicieli już nie ma. Pobrali wszystko co mieli i opuścili punkt. Najważniejsze okazywały się być baterie, karty sim, latarki, jedzenie, picie. Kiedy w amoku zabierałem się do organizowania siebie, usłyszałem szkło. Wiem skąd dobiegał głos i co oznaczał. Mydło? Wezmę. Torba zapychała się jak balon. Wyciągnąłem z niej wszystko. Jeszcze raz. Mydło. Koszulka, para spodni jeansowych, bluza, keczup. Byłem nieprzygotowany. Minął dzień, może dwa. O dziwo woda jeszcze była. Ulica przypominała stary peron. Kończył się chleb. Żywność wystawiłem za okno. W ten sposób wędlina i ser zyskały na świeżości. Widocznie też podobne zdanie miały gawrony, których mnóstwo było o tej porze. Sera i wędlin nie uratowałem. Zostało mi trochę mleka, budyń i dżem. Dopadła mnie hipochondria. W dodatku sraczka i zły stan fizyczny. Musiałem uciekać! Siedzenie nic mi nie dawało w takiej sytuacji. W sytuacji radiowej doznawałem pomieszania zmysłów. Pamiętam tylko: „..chcą rozmawiać.., podejmujemy odpowiedzialne kroki, ..za wcześnie..”. Nie wiem nawet czy byliśmy już w stanie wojny i co to oznaczało. Wieczory były dziwne. Z radia leciały: „..nowa fala.., akumulatory.., służby”. Nie mogłem usnąć. Słyszałem samoloty. Widziałem starych przyjaciół, którzy mówili: „nigdy nie byliśmy przyjaciółmi”. Zostałem zaatakowany od środka. Od ostatnich 36 godzin, wszystko się zmieniło. Widzę sąsiadów, o czymś rozmawiają. Mają dzieci i żony. Przestali już jeździć do pracy. Jeden pokazuje na auto, grodzące wyjazd. Chyba rozumiem. Chcą się stąd jak najszybciej stąd wyrwać. Gdzie jest punkt. W ten. Puk puk! Otwieram. Zbiórka. Wkładam w ręce kobiety kilkanaście złotych. Zbiórka żywności. Dodaje. Aha. Zdezorientowany kiwam głową i mówię, że nic nie mam. Patrzy na mnie chwilę i idzie wyżej. Podążam znowu do okna. Może jakaś zbiórka? Huczy mi głowa od słów kobiety. Sąsiedzi się rozpłynęli. Kolejny wieczór, doprowadza mnie do obłędu. Widzę matkę i dziecko. To sen. Proszą mnie a może czegoś chcą. Stoję jak słup. I biegnę. Wolniej i wolniej. Czuje wybuch i szkło wbite w plecy. Otrząsam się, jest noc. Niebo czyste. Widnieją gwiazdy. Na dworze cisza. Staram się o chwilę stanu relaksu. Usypiam i otwieram oczy. Są ewidentnie zmęczone. Po co ja tu przyjechałem. Nikogo tutaj nie znam. Jestem ofiarą, dodaje. |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości