Ucieczka (kont. "Przeklętych")
|
2012-09-23, 17:15:10
Post: #1
Ucieczka (kont. "Przeklętych")
|
|||
|
|||
1.Łowca
Zmęczona rozpakowywaniem się usiadłam na kanapie w moim nowym mieszkaniu. Kanapa była miękka , zielona z równie miękkimi dwiema poduchami. Stała przy ścianie naprzeciwko okna z widokiem na góry. Pokój nie był zbyt duży , dwadzieścia metrów kwadratowych w zupełności mi wystarczyło. Na środku leżał duży zielony dywan , mój ulubiony , na którym mogłabym wylegiwać się całymi dniami. Pod oknem drewniana komódka z świeżo ustawionym wazonem i różami , które przyszły niewiadomo od kogo. Jeszcze nie skończyłam wpakowywać ubrań do komódki z mojej niedużej walizki, w której jakimś cudem zmieściłam więcej rzeczy niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Udało mi się zakupić to mieszkanie tylko dzięki sporej sumie pieniędzy , którą otrzymałam od mojej znajomej – Angeliki. Angie była moja znajomą , która ostatnio zesłała na nas obie niezłe tarapaty w wyniku czego ja przeprowadziłam się z Gdańska do Zakopanego , a ona sama postanowiła udać się do Kanady. Najpierw głowiłam się czy nie zaryzykować dalszej podróży i nie wybrać się do Włoch albo nawet do Ameryki Południowej ale tak zżyłam się z tym krajem zwanym Polską ,że nie chciałam go opuszczać. Dodatkowo gdy pierwszy raz zobaczyłam te wysokie szczyty wpadłam w taki zachwyt , że stwierdziłam ,że nawet jeśli mnie znajdą to mogłabym tu spokojnie zapaść w sen wieczny. Uporanie się ze wszystkimi formalnościami, znalezienie mieszkania i wprowadzenie się , zajęło mi sporo czasu . Drzewa zdążyły na nowo zakwitnąć a śniegi stopnieć. Od pamiętnego spotkania w Gdańskim parku z moim „byłym” nikt ani nic mnie nie dręczyło, a pomimo to czułam pewnego rodzaju niepokój. Miałam wrażenie ,że coś jest nie tak. Weszłam do łazienki aby się odświeżyć. Posiadała wszystko to, co powinna mieć łazienka . Podeszłam do blatu zerknęłam w wiszące nad nim podłużne lustro i dopiero wtedy uświadomiłam sobie jaka byłam zmęczona. Włosy miałam potargane, oczy podkrążone a cerę bladą. Przemyłam twarz wodą , wyjęłam z szafki wiszącej za mną na ścianie kosmetyczkę a z niej tonik do twarzy. Po wypielęgnowaniu nim mojej skóry sięgnęłam po szczotkę i uczesałam się. No, można było powiedzieć , że wyglądałam lepiej. Schowałam kosmetyki i zamknęłam z powrotem w szafce. Ostatnimi dniami spałam fatalnie, jeżeli dwie- trzy godziny można było nazwać spaniem. Dziś postanowiłam w końcu to nadrobić. Nie zakupiłam jeszcze telewizora ani radia więc nie wiedziałam co się dzieje na świecie, ale jakoś specjalnie mi ta niewiedza nie przeszkadzała. Wyszłam z łazienki i powróciłam do pokoju. Gdy tylko weszłam do środka od razu zorientowałam się że ktoś tu był. Przez parę minut gdy ja siedziałam w łazience , ktoś zdążył wejść , zostawić małą karteczką na mojej komodzie i zwiać przez okno które było otwarte a firanki rozsunięte. Skoro ktoś to zrobił to znaczy ,że chciał żebym wiedziała , że tu był. Podeszłam do komody mijając wciąż otwartą walizkę, zamknęłam okno i zasłoniłam firanki. Wzięłam małą złożoną białą karteczkę , usiadłam na kanapie i dopiero wtedy otworzyłam wiadomość. Ładnym pochyłym pismem widniała wykaligrafowana na czerwono treść: „Uważaj , śledzą Cię , będę jutro o tej samej porze, nie wychodź. Ryan” Ciekawe… co mogło skłonić krwiożerczego łowcę aby wleźć do mieszkania ofiary i jej nie zlikwidować ? Co więcej zostawić wiadomość uprzedzającą o kolejnym przybyciu i ostrzegającą przed niebezpieczeństwem. Zaniepokoiła mnie druga informacja… śledzą mnie… kto? Czyżby na górze dowiedzieli się tak szybko gdzie jestem? A może to jakaś siatka wywiadowcza zakopiańskich łowców? Nie łudziłam się nawet ,że ich tu nie ma, ale że mogą być na tyle cwani żeby wytropić mnie jedną wśród tylu ludzi, którzy ostatnio do Zakopanego przyjechali? Czyżbym nie doceniła wroga? Jedno było pewne, Ryan nie chciał mnie zabić. Gdyby tak było to zapewne moja krew już wsiąkała by w mój ukochany dywan. Zamyślona skończyłam wypakowywać ubrania , schowałam walizkę do szafy stojącej w przedpokoju i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kolację składająca się z płatków z mlekiem. No co… każdy ma jakieś słabości. Usiadłam przy stole i chrupiąc z upodobaniem płatki myślałam o co też może Ryanowi chodzić. Ostatnio widziałam go prawie cztery lata temu gdy wyjawił mi kto był odpowiedzialny za śmierć mojej matki. Już wtedy zorientowałam się , że był inny od pozostałych łowców. Owszem , bezwzględnie wypełniał swoje zadania nadane z góry , zabijał tych co na to zasłużyli lub niekoniecznie, ale tamtego dnia w jego czarnych oczach głębokich jak otchłań dostrzegłam ,że naprawdę mi współczuł. Tylko ten jeden raz spotkałam się z nim w twarzą w twarz, nawet jakbym chciała nie odnalazłabym go, za to on jakimś trafem zawsze znajdował mnie. Nie zdziwiłabym się gdyby się okazało ,że róże, które obecnie stały na mojej komodzie były od niego. Często przysyłał mi jakieś małe drobiazgi tak żeby mi przypomnieć ,że wie gdzie jestem . Jakbym miała pecha i to Ryan został wyznaczony do zabicia mnie zapewne zbyt długo bym nie pożyła. Ot takie jego specyficzne poczucie humoru. Po zjedzeniu kolacji , umyłam naczynia, wytarłam je i schowałam do szafki pod blatem koło zlewu. Poczułam jak ogarnia mnie senność, więc poczłapałam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i poszłam spać. Obudził mnie niespodziewany chłód. Okno… od razu wiedziałam co się święci . Szybkim ruchem wyciągnęłam spod poduszki moją Berettę 92 i wycelowałam w źródło nocnego chłodu. -Szlag… -przede mną była pustka ale za to za mną wyczułam gorący oddech napastnika i zimne ostrze na mojej szyi. Niezbyt miłe uczucie. -Cóż to Cię sprowadza tak wcześnie Ryanie ? W wiadomości podałeś inną godzinę.- Z irytacją opuściłam broń mając nadzieję ,że uczyni to samo ze swoją. Jednak przeliczyłam się. -Powiedzmy ,że zmieniły się okoliczności, miło Cię widzieć, niezbyt się zmieniłaś, jak zwykle strasznie łatwo Cię podejść. -Ze złości skrzywiłam usta. Nie dość, że wpada parę godzin wcześniej, budzi brutalnie z należnego mi snu to jeszcze jak zwykle jest niesłychanie wredny. -Czyżby zmiana …okoliczności… sprawiła, że jednak zamierzasz mnie zabić? -Dostałam gęsiej skórki od chłodnego nocnego powietrza płynącego zza okna- Jak tak to chociaż daj mi spojrzeć memu katowi w twarz i wypowiedzieć ostatnie życzenie. -Nie , nie przyszedłem Cię zabić, choć może tak byłoby lepiej. Dostałem inny rozkaz , więc jakbyś była tak miła i nie próbowała wpakować mi sztyletu między oczy byłbym wdzięczny.-Niech to… zauważył jak zaczęłam sięgać po broń pod pierzyną. Cóż, skoro powiedział ,że nie przyszedł mnie zabić, to tak musiało być. Zaniepokoił mnie natomiast ten „inny rozkaz”. Czyżby … -Nie , nie zamierzam zabierać Cię na tortury do piekła , choć widok Ciebie opadającej z sił i błagającej o litość mógłby być przyjemny dla wielu.- Te ich cholerne umiejętności czytania myślach. Miałam pecha ,że akurat Ryan był jednym z tych łowców którzy bezwzględnie mówili Ci szczerą prawdę gdy wcale nie miałeś ochoty jej słyszeć. -W takim razie co to za rozkaz?- Opuścił w końcu sztylet wiedząc ,że nie zamierzam go zaatakować , więc obróciłam się powoli w jego stronę. Zmienił się odkąd widziałam go ostatnio. Ściął swoje czarne włosy , które kiedyś sięgały mu do pasa. Twarz stała się bardziej męska. Tak Łowcy mieli tego pecha że się starzeli. Jedyne co dawało mi w obecnej chwili satysfakcję była myśl, że nawet jeżeli ja nie pożyję długo , to jego też czeka najwyżej dwieście lat. Jednak jego oczy były dokładnie takie same. Bezdenne a jednocześnie czujące , prawie że, łagodne. Z rozbawieniem słuchał jak taksuję go w myślach od stóp do głów. -Mam Cię zabrać do Gabriela, ma do Ciebie parę pytań.-wstał z mojej kanapy , górując nade mną- Ubieraj się, goni nas czas, zostali po Ciebie wysłani inni łowcy , dlatego tez przybyłem wcześniej. –Zerknęłam na niego ze zdumieniem-Nie dziw się tak. Nie tylko po Ciebie zostali wysłani Tak, znowu mam dla Ciebie złe wieści przy okazji. Twoja znajoma została zamordowana parę dni temu. 2. Droga do nieba. -Zamordowana !? Przez kogo? Kto go wysłał ? -Nie mogło mi się pomieścić w głowie ,ze dobrali się do Angie tak szybko. Myślałam w swojej naiwności ,że z dala ode mnie będzie bezpieczniejsza. -Teraz nie ma czasu na wyjaśnienia, zbieraj się, bierz tylko to co niezbędne , mogą tu niedługo być.- Nie miałam się o co sprzeczać, jakbym go nie posłuchała , przerzuciłby mnie sobie przez ramię i po prostu wyszedł. Wierzganie, kopanie, drapanie, ba ! nawet usiłowanie morderstwa by nie pomogło. Nie zwlekając wstałam , wzięłam ciuchy które parę godzin temu zapakowałam do komody i weszłam do łazienki ostentacyjnie zamykając za sobą drzwi. Migiem się przebrałam z koszuli nocnej w moje wieczne dżinsy, fioletową bluzkę z długim rękawem i tego samego koloru bluzę z kapturem. Ponownie rozczesałam włosy , przemyłam twarz myśląc nad niesprawiedliwością wiecznego życia. Kolejna zarwana noc nie miała dobrze wpłynąć na moje umiejętności walki. Tego mogłam być pewna więc kombinowanie ucieczki zarówno przed Ryanem i innymi łowcami było bezsensu. Wymaszerowałam z łazienki prawie ,że uderzając drzwiami w czekającego na mnie gagatka. Co chwilę spoglądał na zegarek i irytująco postukiwał palcami o ścianę . Wyminęłam go , wzięłam stary zasłużony plecak , wpakowałam do niego parę ciuchów oraz wszystko co mogło zwiększyć moje szanse na przeżycie , po czym skierowałam się do przedpokoju. Ryan poszedł za mną i z rozbawieniem wsłuchiwał się w szamotaninę, która miała miejsce w mojej głowie. -Nie denerwuj się tak . Gabriel nic Ci nie zrobi. –Uśmiechnął się. Gdybym nie znała charakterów łowców uznałabym , że przyjaźnie. Nie przejmuj się… też mi coś… Jedyna oprócz mnie dziedziczka przeklętej krwi nie żyje, gonią za mną łowcy, nie wiadomo kiedy znów mogę się spotkać z tą paskudą Samaelem , a ten mi mówi ,ze mam się nie przejmować. Zagotowałam się, ale milczałam uparcie. Wyciągnęłam z szafy moją drogocenną czarną kurtkę z zaszytym rozdarciem na plecach , którego nabawiłam się późną jesienią. Jako dżentelmen Ryan pomógł mi ją założyć- choć osobiście wolałabym nie doświadczać od niego takiej kurtuazji- po czym otworzył przede mną drzwi i zapraszającym gestem wywiódł na klatkę schodową. Zamknęłam drzwi kluczem , który potem schowałam do plecaka i poszłam za Ryanem z ciężkim sercem zostawiając moje nowe mieszkanie z widokiem na góry. Zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed mój blok. Na chodniku stał dumnie ciesząc oko Suzuki Hayabusa 2010 . Po prostu cudeńko, cudeńko , które potrafiło osiągać ponad 300 na godzinę. Matko…. zawsze chciałam się nim przejechać. A teraz stało przede mną i świeciło czarno-czerwonym lakierem . Nie zdziwiłabym się gdybym zaczęła się przed nim ślinić. Takie motory rzadko spotyka się w takich miejscach jak to. Zza siebie usłyszałam parsknięcie śmiechem , które przywołało mnie do rzeczywistości. Przestałam się szczerzyć i z największą obojętnością na jaką było mnie stać powiedziałam: -Całkiem ładne maleństwo- Jezu święty , to było prawie , że bluźnierstwo… był po prostu boski. Tym razem moim myślom zawtórował głośny śmiech Ryana . Obróciłam się na pięcie i zobaczyłam jak wyciera sobie oczy . Pięknie… rozbawiłam Łowcę do łez… może powinnam pracować w cyrku… albo jeszcze lepiej… jako maskotka. Z naburmuszoną miną wzięłam z jego rąk czarny kask po czym usiadłam za nim wczepiając się rękami w jego plecy. Ciągle jeszcze trząsł się z resztek śmiechu. W końcu ruszyliśmy z pomrukiem silnika. Gdy mknęliśmy przez zakopiańską drogę pomyślałam ,że jeżeli przeżyję to co mnie czeka to kupię sobie ten motor, choćby poszły na niego ostatnie pieniądze z kart Angie. Właśnie.. Angela.. może nie byłam z nią w zbyt bliskich stosunkach ale teraz dotkliwie odczułam ,że zostałam sama. Tylko mnie mogli teraz wykorzystać …ha… mogli… na pewno spróbują to zrobić. Ale nim im się to uda ja zdążę przetrzepać parę tyłków. Kątem oka zerknęłam ,że kierowaliśmy się do Krakowa. No tak, jeśli dobrze pamiętam tam znajdował się najbliższy legalny portal. Gdybym była bez łowcy po prostu stworzyłabym sobie własny, nie zapominając o późniejszym zamknięciu go. Niestety było to nielegalne i surowo karane ze względu na to ,że w naszych paranormalnych szeregach była masa sklerotyków. Przy cichym silniku Hayabusy zasnęłam. Nawet nie wiem kiedy . Po prostu wyczerpanie i stres ostatnich dni zrobiły swoje. Miałam szczęście, że dobrze trzymałam się w siedzeniu i nie zleciałam z niego. Obudziłam się dopiero gdy stanęliśmy już w Krakowie na jakiejś paskudnej ulicy , na której mieszkali zapewne ludzie z marginesu życia. Ciągle była noc, chłodna wiosenna noc. Ryan zsiadł z motocykla więc ja uczyniłam to samo. Staliśmy przed jakąś knajpą o zachęcającej nazwie : „Rżeźnik”. Czułam ,że w środku mi się nie spodoba. Weszliśmy, w powietrzu unosił się dym papierosów i fetor alkoholu. Tak, fetor, nigdy nie mogłam znieść alkoholu, najmniejsza dawka sprawiała ,ze byłam jak na haju. Nawet tu od samego zapachu zakręciło mi się w głowie. Ryan podszedł do barmana stojącego za kontuarem . Barman wyraźnie nie był zadowolony z naszego przybycia. Jednak gdy łowca podał mu jakieś zawiniątko , które wyglądało na zwinięte dobre kilkaset złoty wyszczerzył się cały. Tak… o nim zdecydowanie można było powiedzieć ,że jest „oszczędnie uzębiony”. Udobruchany łapówką pan „szczerbaty” poprowadził nas między starymi stolikami, przy których siedzieli -podobni do naszego przewodnika- goście. Łypali na nas nieprzyjaźnie gdy przechodziliśmy obok. Doszliśmy w końcu do starych drzwi , przez które weszliśmy do piwniczki. Na samym dole była głęboka dziura …zapewne nasze przejście na tamten świat. Barman, którego imienia nie poznałam zamknął za nami drzwi pozostawiając nas samych sobie. -Idziemy, wybacz ,że zmuszam Cię do takiego poświęcenia ale chyba będziesz zmuszona złapać mnie za rękę żebyśmy się nie roz.. -Znam procedury –Odpowiedziałam szorstko . Perfidny łowca , gdyby było mu przykro uznałabym to za największy cud od czasów zmartwychwstania pańskiego. Chwyciłam go za silną dłoń i pomyślałam jeszcze tęsknie o czekającej przed knajpą Hayabusie. Ryan znów parsknął śmiechem, zaperzyłam się i podeszłam do dziury ciągnąc go za sobą. -Chyba się spieszyłeś czyż nie ? – W jednej chwili powrócił jego poważny wyraz twarzy. Nie czekając na zbędne komentarze rzuciliśmy się w otchłań. 3.Przysługa Znaleźliśmy się w portalu. Ciemne miejsce idealne żeby się ukryć. Sprawdziłam to na własnej skórze gdy goniły mnie irytujące aniołki z tymi swoimi strzałami ,które lubiły wbijać każdemu , gdzie popadnie. Intrygujące , tunele do nieba zmieniły się odkąd podróżowałam nimi ostatnio. Kiedyś były tu po prostu kręte schody w środku ciemności -z widniejącym daleko w górze światłe- po których szło się wieczność jeśli nie opanowało się lewitacji. Tak, tak , tu kiedyś trafiali ludzie zasługujący na niebo po śmierci. Odkąd jednak rozpoczęła się wojna ,żaden śmiertelnik nie przekroczył bramy do niebios. Wszyscy byli po prostu zbyt zajęci żeby się przejmować błąkającymi się po ziemi duszami nie znajdującymi ukojenia. Głównie przez te schody właśnie nauczyłam się lewitować. Po prostu lubiłam stąpać twardo po ziemi i nie uśmiechało mi się unoszenie się ten metr nad nią. Cóż , jak mus to mus …ewentualnie dżem… najlepiej brzoskwiniowy. Teraz po tych paru latach anioły postanowiły zainwestować w technikę. Przed nami stała duża winda. Srebrna , prosta bez żadnych oznaczeń ani zdobień , po prostu winda. Podeszliśmy do niej szybkim krokiem , Ryan nacisnął jedyny guzik na panelu sterowania, a winda posłusznie otworzyła się. Weszliśmy do środka. Była całkiem przestrzenna. Drzwi powoli zasunęły się. Ściany windy były przykryte lustrami , tak że teraz jeszcze bardziej rzucało się w oczy jaka jestem wyczerpana. Ryan przycisnął ostatni guzik. Zaraz … piętra? No ładne rzeczy…. Winda ? Fajnie… ale żeby od razu dzielić całe niebo na poziomy? Coś nosem czuję zbliżająca się wojnę domową, jakby nie dość im było wojny z piekłem. Ryan nie skomentował moich rozmyślań . Co miał mówić… on się zawsze podporządkuje temu ,który akurat jest u władzy. Spojrzał na mnie ze złością w oku. -Dobrze Ci tak- wytknęłam do niego język –Jak ktoś się pcha w cudze myśli to powinien wiedzieć czego może doświadczyć. -Mogłabyś pohamować jednak te swoje przytyki po moim adresem- odrzekł chłodno. -Kimże jestem by kontrolować moje własne myśli. Jechaliśmy już parę minut. Windzie zdecydowanie brakowało krzeseł. Postanowiłam nie marnować czasu i wypytać go o okoliczności śmierci Angie. -Wiec kto to zrobił? –Zerknęłam na niego wyczekująco. Przez chwilę się wahał. -Nie ucieszysz się. Odpowiedzialny jest Brian, rozkaz wydał Samael.- Czyżby oczekiwał ,że z zemsty sama do niego przyjdę ? Niedoczekanie . Są lepsze sposoby na odwet. -Ktoś ze śmiertelnych coś wie? – Nie ,że nie doceniałam pracy „zacieraczy” –osób odpowiedzialnych za sprzątanie po naszych potyczkach na ziemi- ale każdemu może się coś wymknąć. -Nie. –odparł po prostu.-Wszystko , co miałoby z nią coś wspólnego już nie istnieje .- W końcu dojechaliśmy na właściwe piętro i wysiedliśmy. Naszym oczom ukazała się duża willa w stylu wiktoriańskim , opromieniona sztucznym słońcem i okolona zielonym prostym trawnikiem naokoło. Gabriel musiał stracić sporo kasy na tej wojnie… Jak ostatnio tu byłam , willa była znacznie większa, był basen a ogród był wypełniony najróżniejszymi gatunkami krzewów i kwiatów. Winda zniknęła za naszymi plecami a my skierowaliśmy się żwirowaną ścieżką do drzwi frontowych . Ryan zapukał lekko a drzwi otworzyły się. Wkroczyliśmy do środka , typowy wiktoriański wystrój w sporym przedpokoju naprawdę ucieszył by oczy wielu architektów. Podążyłam za Ryanem na wprost przyglądając się pięknym meblom, lustrom i dekoracjom. Doszliśmy do rzeźbionych dębowych drzwi. Ryan odtworzył je bez skrępowania , i tak jak poprzednio gestem nakazał mi wejście. W środku stało wiktoriańskie biurko a za nim na obitym purpurą fotelu siedział Gabriel . Z wyglądu niezwykle podobny był do starszego czarodzieja z filmu „Harry Potter” , no jak on tam miał… a tak… Dumbledore . Różnili się tym że Gabriel miał znacznie krótszą brodę. Pochylony nad jakimiś papierzyskami nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. Zachęcona jego nieuwagą, rozejrzałam się po pokoju. Bez wątpienia był to gabinet , po bokach stały duże gabloty z opasłymi księgami kryjące zapewne historię „Upadku” , „Stworzenia” i tym podobne. Po środku leżał zdobiony dywan z frędzlami… jak ja kochałam frędzle… Nad naszymi głowami pysznił się kryształami , sporej wielkości kandelabr. Odbijały się w nim wiązki światła padające zza okna naprzeciw wejścia. Gabriel skończył pisać, odłożył wieczne pióro ze złotym atramentem.. i spojrzał w końcu na nas. -Cieszę się ,że nie sprawiałaś zbytnich kłopotów z odwiedzeniem mnie ,Caroline. –Z jakiegoś powodu w niebie i piekle nie lubili skrótów, nie mam pojęcia dlaczego- Zapewne , Ryan przekazał ci już wieść o śmierci Angeliki …biedna dziewczyna..-Ryan milcząco kiwnął głową- Jak widzisz ochroniłem cię przed tym samym losem. -Czego ode mnie chcesz? -Nienawidziłam owijania w bawełnę. Wolałam mieć wszystko podane jak na dłoni. Wprawdzie domyślałam się o co mogło mu chodzić ale miałam nadzieję ,że się myliłam. -Usiądź proszę- Szybkim ruchem zmaterializował przed swoim biurkiem krzesło. Rzuciłam obok niego mój plecak po czym zasiadłam na krześle zakładając nogę na nogę. -Posłałem po ciebie bo chcę żebyś coś dla mnie zrobiła. –Oho ! zaraz się zacznie… ”tylko ty możesz nam pomóc, potrzebujemy cię.. „ – Mianowicie , wiesz zapewne ,że nasza wojna nie przebiega zbyt pomyślnie. -Skoro tak jest to czemu nie ruszysz się z tej swojej willi i nie pójdziesz walczyć? –zauważyłam zjadliwie, na co ten nawet nie mrugnął. -A czymże byłby nawet najświetniejszy legion bez swego przywódcy gdybym zginął ? Z resztą nie mam zamiaru omawiać z tobą tej kwestii. Powiem krótko i zwięźle : chcę żebyś zinfiltrowała szeregi wroga i zniszczyła ich dowódcę od środka. Potrzebujemy twojej pomocy by wygrać . Wiemy ,że ten buntownik ma do ciebie słabość a ty go nienawidzisz… będziesz miała okazję zemszczenia się. –Ech a więc jednak… -Nie. – Za żadne skarby nie zamierzałam wdawać się w rolę fałszywego „syna marnotrawnego”. - Możesz przyczynić się do wielkiego dzieła ! Wszyscy znów będą cię szanować! – wyglądał na zszokowanego ,że nie zamierzałam przyjąć tej świetnej – w jego mniemaniu- oferty. -Cokolwiek powiesz nie zmieni to mojego zdania… Tylko po to mnie tu ściągnąłeś?- Tyle niepotrzebnie zmarnowanego czasu , w trakcie którego mogłam smacznie spać. Teraz to dopiero się zirytowałam. -Cokolwiek powiem tak? Jesteś pewna ? –uniósł pytająco brew , a nie widząc z mojej strony żadnego odzewu głęboko westchnął- Cóż nie pozostawiasz mi wyjścia. –Skinął poważnie na Ryana. Zaraz ! Co on kombinował? Przecież nie zmusi mnie żebym tam poszła. Czy on tego nie rozumie ze końmi mnie tam nie zaciągnie ? -Końmi może nie …-zachichotał do tej pory milczący Ryan. –Nagle zanim zdążyłam jakoś się odszczeknąć stał przede mną i zakładał mi na ręce kajdany. No to się porobiło. Teraz się autentycznie wkurzyłam. Już chciałam efektownie rozwalić te kajdanki z całym tym przeklętym gabinetem , gdy zorientowałam się co mi założyli. -Veneficus Vinculum , pasują ci. A teraz razem z Ryanem udacie się bezpośrednio do Pałacu Potępieńców. Samael z pewnością się ucieszy gdy dam mu ciebie w prezencie. Może zaprzestanie toczyć z nami wojnę. -Tchórz! Gdzie się podziała ta twoja wielka armia niebios!? Gdzie ta twoja duma i waleczność !? -Gdzie ? –zapytał jakby lekko zamyślony- Wszyscy musimy wybierać mniejsze zło, żeby większe minęło. To wszystko dla idei przetrwania ! Nasza wola walki już nie wystarcza. Bogowie są obojętni na nasze zmagania. Po prostu nie było innego wyjścia.- Gabriel wstał ze swojego fotela podszedł do biblioteczki, wyjął jedną z ksiąg , które zwróciły wcześniej moją uwagę. Próbowałam się wyrwać Ryanowi , ale był za silny… Gdybym tylko mogła zniszczyć te przeklęte kajdany. Na próżno starałam się skupić całą moją wolę na ich rozwaleniu czy nawet na spaleniu księgi wywołań w rękach Gabriela. - Zbudź się pradawny ogniu co drzemie głęboko! Zabierz nieszczęsnych do piekła , stolicy grzechu ! Niech pochłonie ich żar z Twych czeluści !- No to po mnie. Widziałam jak ogarnia nas wir ognia, tornado wskrzeszone z płomieni. Trzymana mocno przez Ryana myślałam z rozpaczą ,że ten dzień nie mógł się gorzej potoczyć. - Adieu, Caroline. Miłego pobytu w piekle. 4. Niedokończone porachunki W ten oto sposób trafiłam z powrotem do domu rodzinnego. Od razu wyczułam zmianę temperatury. Skoczyła do góry o jakieś dwadzieścia stopni. Skuta kajdankami , ze stojącym obok mnie Ryanem , pojawiłam się w Wielkiej Sali Pałacu Potępieńców. Innymi słowy …. w moim najgorszym z możliwych koszmarów. Wielka Sala –jak nazwa wskazuje była przeogromna. Jakieś sto metrów wysokości, pięćdziesiąt szerokości i około stu dwudziestu długości. Czarna marmurowa posadzka, czarne kolumny, ściany , żadnych zdobień. Na ścianach co dziesięć metrów przyczepione były kule z duszami w środku , które świeciły bladym blaskiem. Oszczędność energii. Dusz sporo- światła mało. Nowe źródło oświetlenia, niekoniecznie humanitarne , ale czego można się spodziewać po zarządcy pałacu piekła ? Staliśmy tuż przy długim stole na końcu całej tej ciemnej przestrzeni. Ironicznie stół wyglądał prawie identycznie jak ten z „Ostatniej wieczerzy” . Obrus , oczywiście czarny. Na jedynym krześle – choć bardziej wyglądało to na marmurowy tron – siedział przyjemniaczek , pan gospodarz. Zszokowany wyraz twarzy , wyjaśnił ,że w ogóle nie spodziewał się tak znamienitych gości jak my. Ryan wyszedł przede mnie i uklęknął na czarnej posadzce. - Co do pioruna !? Skąd w moim domu –taa dobry żart- znalazł się łowca cuchnący niebem !? -Jestem wysłannikiem Gabriela , namiestnika raju, wojownika Bożego, wielkiego archanioła śmierci i zemsty. – jakoś ten tytuł nie pasował mi do zasuszonego staruszka klekoczącego swymi stawami- Przyniosłem ci w darze na znak pokoju ofiarę , której tak bardzo pragniesz. –Dopiero teraz Samael łaskawie raczył mnie zauważyć, a jego twarz rozświetliła się iście diabelskim uśmiechem. – Samuelu , upadły Serafinie, ojcze Kaina… -Caroline ! Jak miło ,ze …wpadłaś- Wywróciłam oczami. Humor miał do bani- Chętnie przyjmę ten …hmm… podarunek. – Miał w ogóle szczęście ,że siedział na tym „tronie”. Gdyby nie to ,że Belzebub odszedł z piekła - nie wiadomo po co ani dokąd – to ten nawet nie mógłby polizać jego piedestału. Przezornie stwierdziłam ,że nie będę się odzywać. - Mój zleceniodawca , ma nadzieję ,że dzięki takiemu prezentowi przychylniej spojrzysz na naszą propozycję rozejmu …panie. –Miałam wrażenie ,że Ryan świetnie się bawi… no tak to nie on miał zostać ofiarą. -Oczywiście ,że tak. Jeśli to was zadowoli to natychmiast wycofam moje zastępy z terenów Gichonu. -Bylibyśmy wdzięczni. Czy pozwolisz panie ,że już odejdę ? -Ależ tak, mam do pomówienia z tą damą. – Zerknął na mnie prawie, że głodnym wzrokiem. Ryan wstał, wyszeptał do mnie „powodzenia” za które chciałam go ukatrupić, po czym po prostu się rozwiał w pył i wyleciał przez drzwi na drugim końcu komnaty. Samael wpadł w wyjątkowo dobry nastrój , czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Stałam tam , zastanawiając się czy coś by dało jakbym zaczęła biec w stronę wyjścia. Tymczasowy władca piekła udzielił mi odpowiedzi wzywając strażników, którzy prawdopodobnie cały czas stali przy ścianach ale wtopili się w tło. Samael wstał ze swojego tronu , podszedł do mnie i uśmiechając się swoimi dwukolorowymi oczami powiedział do dwóch strażników : -Zabierzcie panią na zabawę, nie pozwolimy się przecież nudzić naszemu gościowi. Jeden ze strażników , wyglądem przypominający harpię , połączył srebrny łańcuch z moimi kajdankami tak ,że byłam jak na uwięzi. Zaczął mnie ciągnąć w stronę drzwi podczas gdy drugi- właściwie nie różniący się wyglądem od kolegi- kroczył za mną pilnując czy aby się nie ociągam. Nie miałam bladego pojęcia co oznaczają „zabawy” ale spodziewałam się czegoś gorszego od gry w „Chińczyka”. Wyszliśmy z Sali i od razu skręciliśmy w lewo , podążaliśmy równie surowo wyglądającym korytarzem co sala którą opuściliśmy. Nigdy nie byłam w tym pałacu… gdy byłam z tą szumowiną on był jeszcze sługą Belzebuba i nie miał tu wstępu. Blade światło dusz padało co chwila na stwora przede mną. Zastanawiałam się , jak powinnam się pozbyć jego oraz tego drugiego idącego bezszelestnie za mną. Prowadzili mnie na zabawę tak? No to zamierzałam się z nimi troszkę pobawić. Mając pewność ,że jesteśmy wystarczająco daleko od Wielkiej Sali, specjalnie potknęłam się i runęłam na ziemię. Nim strażnik przede mną zdążył mnie postawić na nogi , ja wyciągnęłam z nogawki spodni mały sztylecik –jedyna broń jaka mi została po stracie mojego plecaka . Za to wiedziałam ,że skuteczna – miał wygrawerowane święte zaklęcie cherubinów , wystarczające na demony tak niskiej rangi jak te które mnie prowadziły. Instynktownie cięłam ostrzem do tyłu , raniąc stwora w brzuch a dodatkowo ciągnąc drugiego , który trzymał łańcuch. Odwróciłam się do niego z powrotem i cięłam na całej szerokości jego piersi. Na wszelki wypadek dodatkowo oburącz wbiłam mu ostrze w czaszkę .Od razu rozwiał się w czarny pył. W międzyczasie druga „harpia” zdążyła wstać z klęczek po moim ciosie i ranić mnie biczem , którego jakoś wcześniej nie zauważyłam. Poczułam krew spływającą po moim policzku. Płytkie cięcie –miałam szczęście. Mógł mi pochlastać całą twarz. Rozłoszczona chwyciłam srebrny łańcuch , rzuciłam i oplotłam nim szyję strażnika. Następnie podbiegłam i pozwoliłam mu poznać smak mego ostrza. Zarzęził, zakasłał , z jego piersi buchnęła czarna krew. W końcu ze skrzekiem padł i również zmienił się w kupkę popiołu . Ciężko dysząc oparłam się plecami o ścianę korytarza i usiadłam na ziemi. Zaczęłam gmerać sztyletem w kajdankach , aż w końcu puściły. Na przegubach zostały mi czerwone ślady. Odetchnęłam parę razy . uleczyłam , przecięty policzek i w końcu wstałam. Teraz gdy oprócz sztyletu miałam do dyspozycji moją moc, nadszarpniętą przez zmęczenie ale jednak, mogłam zacząć myśleć o ucieczce. Powinnam się stąd wynosić nim znajdzie mnie jakiś następny demon. Nie byłam w zbyt dobrym stanie ażeby wałczyć z całym legionem potępionych. Postanowiłam udać się dalej na wprost niż zawracać do Samaela, w starciu z nim nie miałabym dzisiaj szans . Już wolałam jakąś słabą paskudę. Szłam przed siebie uważnie nasłuchując czy przypadkiem ktoś już nie odkrył ciemnego pyłu na posadzce. W końcu doszłam do na wpół zamkniętych drzwi zza których wydobywała się czerwona poświata. Ostrożnie zerknęłam do środka a moim oczom ukazał się wręcz makabryczny widok. Już wiedziałam dokąd prowadziły mnie harpie. Na tortury. Setki ludzi na niezliczonych narzędziach tortur, jęczało, krwawiło, błagało o litość. Ławy tortur, żelazna dziewica, zgniatacze głowy , kciuków i różne inne okropieństwa. Między ofiarami snuli się inni strażnicy , tak samo przystojni ja Ci dwaj, którzy mnie tu prowadzili. Na około sali tortur buchały gorące czerwone płomienie, stąd tez czerwony poblask ,który widziałam. Ostrożnie wycofałam się tak aby nikt mnie nie zobaczył, po czym pospiesznie ruszyłam dalej czarnym korytarzem . Musiałam się stamtąd wynieść i to jak najprędzej . Najwyraźniej Samael już tak za mną nie szalał , albo szalał ale bardziej brutalnie. Szłam jakieś dobre kilkaset metrów bez nadziei na wydostanie się. Na ile kilometrów może się ten korytarz ciągnąć? Bałam się, że nie wystarczy mi czasu i że lada chwila usłyszę ryk wściekłości. Po jakichś dziesięciu minutach moim oczom ukazało się okno -bardziej zwykła dziura w ścianie – za którym rozciągał się malowniczy widok na piekło. Jakbym miała go opisać dwoma słowami powiedziałabym : artystyczny nieład. Zero roślinności, rzeki lawy przecinające to tu to tam płaski teren po którym łaziły jak we śnie demony. Miałam szczęście ,że najwyraźniej nie było tu żadnego z wyższych demonów. Wygląda na to, że nie wrócili jeszcze z niebiańskich terenów ogarniętych wojną. Przyglądając się temu światu nawet nie spostrzegłam ruchu za moimi plecami. Nagle ktoś zakrył mi usta dłonią i pociągnął brutalnie pod ścianę . Uderzyłam się w głowę i przez chwilę nie widziałam twarzy atakującego . Chwyciłam mocniej sztylet i jak najmocniej mogłam cięłam przed siebie. Ręka przytrzymująca mnie pod ścianą osłabła. Wyrwałam się gotowa rzucić jakieś mordercze zaklęcie , które zabije demona bez zbędnego hałasu. Już otworzyłam usta aby wypowiedzieć odpowiednią inkantację gdy zdałam sobie sprawę kto był napastnikiem. -Tata !? Co ty tu robisz do cholery ! Miałeś zostać w domu! – tak …wiem jak głupio to zabrzmiało , Asmodeus zauważył to samo i nie hamując się parsknął śmiechem. - Hejka złotko -uśmiechnął się serdecznie- widzę ,że nabrałaś wprawy przez ostatnie parę lat. Miło wiedzieć ,ze dalej nie dajesz się tak łatwo złapać. -Przy tych słowach mrugnął do mnie jednym okiem – Myślę jednak ,że przydałaby ci się mała pomoc. Jak na uwodzicielskiego demona przystało , Asmodeus był dość pokaźnych gabarytów , z długimi czarnymi włosami , elegancko ubrany w czarny garnitur. Co ciekawe, Był on synem Adama i Lilith , czyli był niejako bratem Angeli . Taki ten świat mały. -Nie powiem , nie pogardzę darmowym portalem na ziemię. – Myślałam wprawdzie ,że uda mi się coś jeszcze nabroić w królestwie piekieł skoro już tu jestem ale chyba powinnam być wdzięczna ,że w ogóle jeszcze żyję. -Mam przekazać coś od ciebie naszemu kochanemu władcy ? – Oj nie był zadowolony ,że to Samael teraz siedzi na tronie. Co się dziwić , nie lubili się odkąd zabili nawzajem swoje kochanki. Pomyślałam ,że nie zawiodę nadziei tatusia . Stworzyłam mały flakonik z zielonym płynem. Wywar na porost włosów. -Przekaż mu ode mnie te „sole do kąpieli”- mrugnęłam do niego porozumiewawczo- przydadzą mu się . – Tatuś wyraźnie uradowany , wziął ode mnie flakonik po czym stworzył mi przejście na ziemię . -Dokąd ma cię zabrać ?- Zaczął radośnie nucić pod nosem moją ulubioną piosenkę „Sonaty” -Do Zako… albo nie… Do Krakowa , przed bar o nazwie „Rzeźnik” . –Czas wyrównać z kimś porachunki… Wchodząc do portalu, który powstał na ścianie , usłyszałam jeszcze ryk wściekłości od którego włosy jeżyły się na głowie. Tata uśmiechnął się jeszcze szerzej. -I pamiętaj , pilnuj mojego miecza jak oka w głowie .- Uniosłam kciuk do góry po czym wskoczyłam do portalu. Natychmiast pojawiłam się przed „Rzeźnikiem” . Z uśmiechem na ustach podeszłam do lśniącej Hayabusy. Wyjęłam z kieszeni kurtki kluczyk , który zwinęłam Ryanowi gdy przytrzymywał mnie przed ucieczką u Gabriela. Wsadziłam kluczyk do stacyjki , przekręciłam i usłyszałam cudowne mruczenie silnika. Było ciemno , byłam strasznie zmęczona ale nowa zdobycz wyzwoliła we mnie nowe pokłady energii. Ruszyłam z piskiem opon i pognałam drogą w stronę Zakopanego. - O tak !! – nie mogąc powstrzymać swej radości z tego ,że znowu wymknęłam się przeznaczeniu zaczęłam śpiewać : I made my way into the great unknown Land by the river, and a new built home. I am the land and the land is me Freedom is everything and we are free |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości