Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
LenaLaut
2008-10-08, 21:11:54
Post: #1
LenaLaut
[shadow=red]Kozaczyna 07.10.2008[/shadow]

wsie w ogniu pozostawione,
przy miodzie rdzawo-złotym pieśń okrutna,
rozlana na stole, schnie - jej szuka.

Serce, co rozpaczą wezbrało,
jak rzeka późną jesienią,
wybija falą, to co bolało – na próżno.

Srogą zimą, co łaski w kożuchu nie nosi,
a jeżyć się szronem kocha,
zamiera żal, uśpiony lodem – boleść wykrusza.

Wracją konno o świcie miodu chciwi...
- Lejcie im chłopy szczodrliwie,
może darują wam życie.

Przy ogniu czerwonym śpiew ich wargi opuszcza
a jemu zamiera dusza,
budzi się w nim tęsknota – znów jej szuka.

Ty bratanku na wojnę,
ty do krwi, wrogim mordom
szablą wycinać łzy!

Kozaczyna rozdziera kapotę, drży
a na piersi do niej wyryty list.
- Bracia ja bez niej nie umiem żyć!

*************************************
[shadow=red]04.10.2008 Posluchaj dziewczyno...[/shadow]

Posłuchaj dziewczyno – a ona nie słucha...
Po wzgórzu kamienistym mrówek szuka,
a na nim szkarłatnych maków tysiące,
i mówi mi – patrz ile krwi dźwiga wzgórze milczące.

Posłuchaj dziewczyno – a ona nie słucha...
W Oświęcimiu drewnianym pryczom się przygląda,
mówi mi, że jest jej zimno,
i płacze strasznie, i szlocha, śmiercią ogłuchła.

Posłuchaj dziewczyno – a ona nie słucha...
Oddała serce Cyganom,
w świetle syczących ognisk
przy taborowych wozach pląsa,
nie wraca już na noc.

Posłuchaj dziewczyno – a ona nie słucha...
I krew mnie zalewa strasznie....
Pod rękę mnie bierze, wargami dłoń muska
- Tato, brak czasu na waśnie.

*************************************

[shadow=red]04.10.2008 zaćmienie[/shadow]

Z mgły wynrzuony, nieuchwytny,
pojawiasz się w moich przewidzeniach,
i choć zimną stalą się mienisz,
kochać nie umiem przestać.

Dłonie silne krwią ich ściekają,
nie jednej dziewicy warkocze ścinałeś,
pożogę płaszcz twoj zostawił,
a ja czekam i ból
przygryzionymi wargami zamroczę.

Szarymi świtami wyłaniasz się z mgielnych pajęczyn,
srebrnie lśniący,
(ten najpiękniejszy,
i dałabym sobie już spokój,
gdyby nie te oczy - zwycięzcy.

Tylko we mnie wpatrzone,
śpiewem Myrmidonów spętane
czy jawa, czy sen - bądź mi!

Tego zaćmienia wiatrem nie rozniosę,
choć on we mnie jest wielki,
rozdarta przez Twój cień do śmierci.

*************************************

[shadow=red]04.10.2008 Fryne[/shadow]

Tych ust ci zazdroszcze, tych malinowych,
kiedy rozchylone odbierały im rozum,
a oni na wszystko gotowi,
zawieszali swe wyroki, ich głodni.

Czasem cię widuję
w szkarłatnych korytarzach piekielnych czeluści,
kiedy opędzasz się od biesich łap,
bojąc się ich racic zgubnych -
przy tobie zamiera czarci gwar.

Ogień nie będzie jednak nigdy twym kochankiem,
zbyt blade masz piersi, te marmurowe,
nigdy nie zamieszkasz tu, choć możesz.

Więc nie przychodź Fryne,
daj zapomnieć grzesznikom o pięknie,
zaniechaj ich zło zmieniać w namiętnyogień.

Przestań mącić diabłom w głowie,
bo jeszcze na świecie urodzi się szczęście.
I co ja bez biesów zrobię,
przecież mnie anioł nie weźmie?

*************************************

[shadow=red]03.10.2008 sumienie[/shadow]

Tych najpięknieszych piersi znudzony dotykałeś,
ze złotych kielichów pijałeś miody szlachetne,
ciążyły ci rubiny wkładane na palec i futra
co chroniły cię wieczorami przed wiatrem.

Pałace, zamki miałeś, różane ogrody,
szkatuły dukatów pełne spały w podziemiach głębokich.
Bezpiecznym się nazywałeś
zamykając wspomnieniom kammienne swej pamięci bramy.

A w czarnej ziemi, gdzieś za miastem daleko,
usta martwe wyszeptywały zaklęcie i co noc potrafiły
otworzyć kamienny zamek władając twym snem,
pozostawiwszy ci zwykłe życie.

Bez futer i rubinów błądzisz co noc po snu labiryncie,
kochanki obięcia miękkie nie rozświetlą tych dróg,
choćbyśmiał darować jej życie.
A treść każdego snu jest piekącmy wspomnieniem
i tylko te usta szepczące budzą cię o zimnym świcie znów.

*************************************

[shadow=red]05.10.2008 o burzy...[/shadow]

Zerwaną burzą opadła woda,
śiwymi kroplami z wiatrem gra,
tą starą brzozę rozmytą w toni
w pamięci mam.

Samotną, brzydką,
przez las niechcianą,
co jakby czeka już sto lat.
- Na kogo ty czekasz,
okropna brzozo?
A w niej tylko burzy szał!

Dziwne, że słońcem pogiętej
jej nie widziałem,
tylko tą mokra, burzą pobitą,
kiedy wichry kazały jej klękać...
- Taką cię brzozo pamiętam.

Zmoczone liście,
wietrzną garścią wyrywane,
jakby pisała listy,
wichrem wysłane
i nie wie czy doszły.

Zerwaną burzą opadła woda,
łzami zalała świat,
na skraju szosy piaszczystej,
pochylona, stara brzoza,
czeka, aż wróci Pan.[shadow=red][/shadow]

*************************************

[shadow=red]Edmund 09.10.2008[/shadow]

Jak porzucić przysięgę,
co skrzydła podcina,
okowa zimna jej ramion,
gdy każdym dniem z ciebie czułość wyżyna,
dzikiej tęsknoty pnączem
jadliwie raniąc?

Dłoni pomocnej nie widać,
wyrwane myśli, jak strony książki,
światłem złamanym splątane
- przysięgałaś –
biją kościelne dzwony.

Gdy wianki na wodę rzucane,
przez dziewki, jakże szczęśliwe,
drążyły krąg w rzece ulotny,
patrzyłaś,
jak wolny na dno idzie.

Zrodzone z nocy czerwcowej jedno błaganie:
- Pani nie wyjeżdża!,
przyćmiło przyrzeczenie,
starło pętli zarysy, cienie,
rozgryzło przepaść wreszcie.

Zgubiłaś przysięgę, rozdarta grzechem,
straciłaś w lustrze odbicie.
Tysiącem jeszcze świtów szumiało:
- ślubuję nad życie...

*************************************

[shadow=red]***[/shadow]
Pożar jest we mnie,
co duszę rwie,
zdmuchuję popiół,
ogień syczy mi nie!

Pobiłam lustra,
włosy ściełam -
szkarłatnej pożogi
się nie pozbyłam.

I w wodę bystrą się rzucałam,
i w wodę cichą zanurzałam,
a ogień wewnątrz niezmiennie woła,
płomieniem ciągłym,
rozszalałym,
niewygasłym,
nieprzebrzmiałym.

Pożar jest we mnie,
co duszę rwie,
i żarem wieje, dusi mnie
z czerwieni w karmin,
żółci się,
śmiejąc się do mnie,
wszystek chce.

Czasem tak myślę - opadnę
już chłodną sadzą,
jak się wypalę do dna.

Rozwieje mnie wiatr na hali,
i gdzie leżę nie zgadniesz,
i mogiły nie dadzą,
zniknę
jak jesienna mgła.

*************************************

[shadow=red]12.10.2008 Rybacy[/shadow]

Świtem wypływają i zmierzchem,
rzucają sieci, jak zasłony
które wzdęte wiatrem,
rozchylają się jak uda kobiety.
Opadają na grzbiety fal,
spienionych anielską siłą,
ku niebu pną się mewy,
dziurawiąc chmur dywan.

Gwiazdy zaczynają spadać,
na mnie, na ciebie,
mam je wszędzie,
wyjmuję z biustonosza,
spod spódnicy,
wysypuję z kieszeni,
błyszczę się gwiezdnym kurzem,
mokrym, lepkim morzem.

Pomarańczowy blask uciszanego słońca,
wygwieżdża się w pustych sieciach
- ani jednej ryby.
Na falach srebrne Anioły rozkołysane,
syreni skowyt mówi mi,
że odebrano im skrzydła. To ich pogrzeb.

Mewy się jeszcze nad nimi litują
zataczając kółka, ale one też odlecą....
Wszystko znów się zdrapie oparte o ciemność.

Wszystkie prawa zastrzeżone.Wiersze nie mogą być wykorzystywane i powielane bez zgody autora.
(Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z półn. zm.)
Copyright by Lena Laut
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości

Kontakt: dotykiemwiatru @ go away spambots grd.pl | albo: grd @ go away spambots gazeta.pl | | Wróć do góry | Wróć do forów | Wersja bez grafiki | RSS