Styczniowa burza
|
2008-11-05, 18:31:43
Post: #1
Styczniowa burza
|
|||
|
|||
(...No więc - to opowiadanie to jest taka w sumie schizofreniczna miniaturka, bez głęęębokiego przesłania Ale mimo to mam nadzieję, ze ktokolwiek doczyta do końca Jest kilka tzw. wulgaryzmów, ale...wynikają one ze stanu psychicznego narratorki, więc chyba były uzasadnione, więc proszę się nie oburzać A jeśli jednak...to pomyślę, jak je zastąpić. I, oczywiście - czekam na wszelkie sugestie. )
Styczniowa burza To wcale nie miało się tak skończyć, pomyślałam później, kiedy na takie wnioski było już stanowczo za późno. W barach gasły ostatnie światła, najwytrwalsi bywalcy dawno już zniknęli z pola widzenia, pozostawiając po sobie tylko mnóstwo śmieci i niezidentyfikowanych zapachów. Nie pozostawało nic innego, jak, podążając ich śladem, powrócić do tego, przed czym uciekałam w ten piątkowy wieczór. Ale jak to się stało, że powracać do smutnej, skacowanej rzeczywistości będę sama? Przecież nie przyszłam sama, przecież nie przyszłabym sama, choćbym nie wiadomo jak zdesperowana nie była. Tak naprawdę, jeszcze nigdy sama nie wracałam. To znaczy, nigdy od czasów operacji, ale życie przed operacją postanowiłam liczyć, jako czas tak bardzo przeszły, że w zasadzie mógł dotyczyć kogoś innego. Mnie na pewno nie dotyczył, a jednak - jak za tamtych czasów, wracałam sama. Uliczki mojego miasta pełne były poezji. Naprawdę, wszędzie walały się kartki z wierszami jakiegoś szalonego człowieka, który postanowił utopić Kraków w swojej twórczości. Były tutaj od rana, wszędzie, jednak nikt ich nie sprzątał. Nikt również ich nie czytał. Poezja zmieszana z listopadowym błotem, umierała śmiercią przedwczesną, ale naturalną. Natomiast ja umierałam wbrew prawom natury. Z każdym krokiem w stronę domu było we mnie coraz więcej śmierci. Nie powinnam była kończyć tego w taki sposób, pomyślałam, wsiadając do tramwaju numer 13, który miał mnie zawieźć gdzieś, gdzie nikt na mnie nie czeka - ponieważ jakieś piętnaście minut temu ten ktoś, zupełnie niczemu nie winny, zakończył swój pseudoliteracki żywot w brudnym kiblu ponurej knajpy, w której zwykli przesiadywać znieczuleni do granic dobrego smaku wyznawcy metalu i innych pierwiastków ciężkich. A ja spokojnie dopiłam swojego, nie wiem już którego drinka, tytułowanego dumnie, lecz bardzo na wyrost - Oczy Szatana, ubrałam skórzany płaszcz, obwiązałam szyję szalikiem tak mocno, jakbym chciała sama sobie wymierzyć sprawiedliwość poprzez uduszenie. Absynt w tym drinku nie mógł być prawdziwy, a nawet jeśli był, to najwyraźniej nie wmieszał się w moją krew, ponieważ szłam na przystanek tramwajowy bardzo pewnie, w linii idealnie prostej. Tramwaj numer 13 był taki sam jak zawsze, taki sam, jak tamtej styczniowej nocy, gdy nad miastem rozszalała się burza, niespotykana o tej porze roku. Kiedyś myślałam, że takie rzeczy się nie zdarzają, a potem, właśnie przez tamtą styczniową burzę, poznałam Jego. Nie ma sensu zaprzątać sobie głowy imionami, skoro on i tak już nie przemówi, nie weźmie kolejnego oddechu, nie zrobi nic. Więc i po co mu imię. Jutro będzie nowy dzień, moje czarne myśli pouciekają gdzieś, przestraszone światłem, a ja będę mogła wyjechać tam, gdzie jego imię nie będzie miało żadnego znaczenia, gdzie będzie ono tylko zbitką dziwnie, obco brzmiących głosek, gdzie nikt nie będzie miał pojęcia o jego istnieniu. Czy też raczej już o jego nie-istnieniu. Ludzie w tramwaju patrzyli na mnie tak, jak zawsze na mnie patrzą. Z mieszaniną zazdrości i potępienia. Zwłaszcza ta nastolatka, która mieszka w bloku obok. Ma fioletowe pasemka w zawsze tłustych włosach, karminowe tipsy zwieńczają jej pulchne palce, a spod ściągacza jej białej (chociaż już trochę brudnej) kurtki wyrwać się chcą na wolność dwie nerki, wraz ze wszystkim co je otacza, czyli głównie tłuszczem w kolorze typu: pomarańcz-prosto-z-solarium-na-osiedlu. Nie patrzę na nią. Dzisiaj nie chcę patrzeć na nikogo, chcę być kawałkiem papieru z haiku i śladem czyjegoś buta, leżącym gdzieś na jednej z krakowskich ulic. Chcę tylko wziąć z domu mój paszport, zamknąć za sobą drzwi (i rozdział krakowski) i nie wracać tutaj już nigdy, do tego miasta, którego dawniej tak nienawidziłam. -Powiedz mi, dziewczynko, czemu taka blada jesteś - zagaduje do mnie jakiś dres (bardzo nietypowo, bardzo cenzuralnie, jak na dresa), pijany już niemal w trupa. Choć, w aktualnych okolicznościach, jest to określenie wysoce niestosowne. - Nie ma ani jednej kropli krwi we mnie - odpowiadam mu i chcę dodać jeszcze, by wynosił się do diabła, lub - co prędzej zrozumie - by się odpierdolił ode mnie po prostu, chcę mu to wszystko powiedzieć tonem zdradzającym niczym nie uzasadnione poczucie wyższości, ale nagle uświadamiam sobie bardzo smutny fakt. Dokonałam najgłupszego morderstwa stulecia a pomimo to - czy może właśnie dlatego - zachowuję się jak postać skrojona przez Masłowską, jak postać utkana przez Witkacego, w jego najbardziej ćpuńsko-pijackim okresie twórczości. Powinnam chyba bardziej uważać na to co mówię, skoro nie uważałam na to co robię. Powinnam być z Zoli, gdzie wszystko ma swoje logiczne wytłumaczenie...Chociaż, od Zoli blisko już do Dostojewskiego, a ja nie mam ochoty na karę, choć - ktoś mógłby powiedzieć ( i zapewne to zrobi) - że popełniłam zbrodnię. Wysiadłam z tramwaju na tym samym przystanku co blady, znerwicowany dres i upieczona na pomarańczowo gówniara. Niestety, żadne z nich mnie nie zabiło, żadne nie okazało się na tyle głupie - co raczej dobrze świadczy o stanie psychicznym krakowskiej młodzieży. Nie jestem idealistką, jak Raskolnikow, nie chciałam zbawiać ludzkości. Zabiłam tylko dlatego, że nie potrafiłam pogodzić się z pewnymi niemal nic nie znaczącymi faktami. Jednym z nich była jego nowonarodzona córeczka, której matką nie jestem ja. Drugim była jego koloratka. "Życie jest zabawne, kiedy się tylko przestać nad nim zastanawiać." ~Kurt Vonnegut~ |
|||
2008-11-05, 22:22:55
Post: #2
|
|||
|
|||
w tym przypadku wulgaryzmy/ prawie ich wcale/ mi nie przeszkadzają. czyta sie dobrze i z zainteresowaniem. Zakończenie osłabiło; w stylu Gabi Jedyne co mi przeszkadza, to ten podział ze spacjami.Chyba, że teraz sie tak pisze, nie wiem jestem stara szkoła Akapity raczej bym dała .To tak na szybko , po jednym przeczytaniu.Wrócę tu jeszcze ze spokojem Gabi.W każdym razie zrobiło wrażenie, jak i przeraziło a dlaczego , to Ci na gg wytłumaczę
|
|||
2008-11-05, 22:33:27
Post: #3
|
|||
|
|||
Ginsana napisał(a):Jedyne co mi przeszkadza, to ten podział ze spacjami.Chyba, że teraz sie tak pisze, nie wiem jestem stara szkoła Akapity raczej bym dała akapity się nie chcą ustawić tutaj w tych okienkach, więc dałam podział ze spacjami, choć normalnie to były akapity dzięki, zes do końca doczytała, dotrwała i z zyciem uszła "Życie jest zabawne, kiedy się tylko przestać nad nim zastanawiać." ~Kurt Vonnegut~ |
|||
2008-11-06, 21:28:09
Post: #4
|
|||
|
|||
a owszem uszłam w zachwycie tyżżżżżżżżżżżż
|
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości