Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
fenixferrum
2009-01-06, 10:57:37
Post: #1
fenixferrum
[list]
Jaśminy.

_______________________




Jaśmin

jesteś moim świtem
moją ciszą błogą
milczącym zachwytem
wyszeptaną trwogą

jesteś moim grzechem
lepkim pożądaniem
słońcem prosto w oczy
ognia dotykaniem

jesteś wciąż jaśminem
niech już tak zostanie
niźli w mych ramionach
bukietów konanie!









Szept


szeptał do mnie kiedyś wiatr
oczom nie wierz sercem patrz
oczy przymykam szeroko
uszy korkiem na głucho
wiatr szeptał że z tobą
że szukać nie muszę
że oczy czasem kłamią
bo tu nawet zimą są kwiaty
latem śnieg leży pod krzakiem
czy już wiesz jaki

biały kremowy
jaśminowy










Pożegnanie


niepokoju co drżącymi rękoma głaszczesz mnie po myślach
nadzieję straciłem!
jeszcze w oddaleniu widzę wzrok jej smutny
cichutko odeszła
bez kropelki słonej
szept już tylko słychać
to już koniec lata
bezkresnego nieba
koniec tej pięknej wędrówki po upalnej drodze
strudzony
usiądę na skraju
pod krzakiem jaśminu co kwiaty utracił

gdy się z tobą pożegnam
gdy wyjadę nagle
gdy mi serce pęknie
gdy już skonam
to u twych stóp pozostanie
jeden płatek mały
zgadniesz jaki?

Biały kremowy jaśminowy.






Upadek


pokotem leżą słowa
padły niemal wszystkie
bez większych obrażeń i bez skutku
głuche one i głusi na nie
spokoju zaznają w moim niepokoju
czułe szeptane czasem niechciane
wypowiedziane mimo woli i z jej aprobatą
wymodlone wyśnione natchnione
błagające z nadzieją i bez niej
z uśmiechem, z przymrużeniem
z oczu i z serca
i wcale nie jest mi lżej
z duszy
nigdy bezduszne
zgadniesz które zostały?

nieśmiertelne jaśminowe już ostatnie...







Sen



widziałem cię dziś rano
wstajesz świtem
gdy spadają anioły
te białe jaśminowe od serca
ty skrzysz się rosą co za chwilę w słońcu skona
jesteś krzakiem jaśminu
tak mnie ten zapach odurzył
myśli moje przystanęły i rozkoszują się twą nagą wonią

cóż mam zrobić
cóż począć?
gdy u stóp tylko białe płatki leżą
a ja kroku już nie zrobię!












Ogrody.
_________________________




Ogrody

znów nadzieja przymyka mi oczy
byś mogła posiać pachnące myśli
w ogrodzie moim
tęskniącym nabrzmiałymi grządkami
ziemią czekającą na cud wschodu
wahasz się lecz ziarno już kiełkuje
swoim bytem niezależnym
nie oglądając się na swojego siewcę

choćby tylko jedną nocą zakwitł kwiat
to po to żyjemy
i nasze ogrody wciąż tęskniące!










Marzenia


otwierasz swe serce przymykasz powieki
ostrożnie z obawą
by za wcześnie nie prysły
marzenia niewinne
co lat ci ujmują
marzenia dziecinne

ależ to nieziemskie jakie fantastyczne
dotykasz błękitu czerwieni bieli
po tęczy ze śmiechem się ślizgasz
z nieba spadają w przymknięte powieki
cudowne lekarstwa z maleńkiej apteki
na chwilę zwątpienia
na ból aż do kości
na zły początek i koniec żałosny
marzenia
te zwykłe a czasem bajkowe
co szarość w kolory przemienią
marzenia powszednie
co ci pod głowę otuchą pościelą
marzenia o tobie
te są najpiękniejsze
przymykam ostrożnie powieki
by znów do mnie przyszły
zostając po wieki



Jestem już późnym latem


jestem już późnym latem
czerwienią niebo zamykam
jestem cichym wieczorem
ramiona drżące chłodem otulam
błąkam się jeszcze w mglistych spojrzeniach,
przymykam ci oczy
uśmiech zdziwiony maluję ustom
zamieram szeptem westchnieniem lata schyłkiem
jestem pierzastym żalem rozpiętym wysoko
siana zapachem tęskniącym za słońcem
ptaków odlotem
myślą pożółkłą
jesienną szarugą i smutku słotą,
jestem przemijaniem
już bez powrotu








Jesień


nadzieja płacze jesienną szarugą
zdeptane marzenia już leżą na ścieżce
złociste motyle swoje skrzydła gubią
opadają zwilgłe prawie bezszelestnie

wietrze ukochany powiej w moją stronę
listeczki ukołysz do snu zimowego
podmuchaj i wysusz kolory skruszone
duszki szeleszczące uśpij mój kolego



W drodze do siódmego nieba

wypiłem siódmą kawę
w drodze do siódmego nieba
podobno tam znajdę martwą ciszę
jednak nie słyszę jej nigdzie
nie widzę też ogromnego słońca
oślepiony jego blaskiem

tak oszukane zmysły
czary prysły






Zaproszenie


co dzień sprawdzam małe zagłębienie
mojej śpiącej poduszki
ostrożnie spoglądam bez pośpiechu
tylko czasem zbyt pragnąc
to zdradza zamiary wielkich latawców
co dzień patrzę w lustro wody
delikatnie wygładzam zmarszczki
szeptem uciszam ostatnią falę
tylko pragnienie krzyżuje
plany morskich żaglowców
co dzień kiełkują nowe nadzieje
rozwijają się wonne marzenia
tylko sny mogą się czasem ziścić
sny o szybowaniu żeglowaniu

małe zagłębienie śpiącej poduszki
zaprasza do siebie






Motyl

motyl na moim ramieniu jest niezwykle piękny
wstrzymuję oddech nie śmiem się ruszyć
jeden gest za dużo jedno jakieś drgnięcie...
odwagi mi nie starcza nie śmiem nawet prosić
cieszę się że tam przysiadł rozkoszuję widokiem
znów jestem słońcem wiatrem obłokiem





Krótki liścik do wiosny


wiosenko kochana wstydliwaś w tym roku
wiosenko kochana przyśpiesz nieco kroku
bo tu wszystko szare śpi spokojnie sobie
a niektórzy kraczą żeś zwichnęła nogę
pokaż niedowiarkom swoje ciepłe ręce
noce poprzycinaj dniom czasu daj więcej
pomaluj ogrody łąkom oddaj kwiaty
jak to już czyniłaś ubiegłymi laty
drzewom listki rozwiń niebu ptaki przyślij
zieloną nadzieją odmień wszystkie myśli!





Jaskółki


jaskółki moje kochane
te z dzieciństwa
gniazdem przyklejone do wspomnień
wolności latawce czarne
frygi nieokiełznane
nastrojone szczęściem
ze słońcem na skrzydłach
na nieboskłonie
przestworza tnące
szybujące
przyziemnym lotem chmury niskie
ponurym niebem deszczem bliskie
z szybkością trwogi znikające
czekam na was w mej pamięci
moje ptaki kochane wędrujące














Ptaki wędrowne


nie mam dodatkowych warunków
nie stawiam obwarowań
stoję bosą stopą na gładkich kamieniach
wciąż wyrastają nowe góry
z białym kołnierzem milczenia
kontynenty odległe dla
ptaków wędrownych
przylądki z dobrą nadzieją zabiera morze

czy mam płynąć
czy na przełęczy wspomnieniami śnić
czy krzykiem płoszyć wędrowne ptaki!










Idzie

gdy wreszcie nadejdzie wiosna
pootwieraj wszystkie okna
drzwi wszystkie otwórz
by hulały szczęśliwe przeciągi
by wdarły się ciepłym powietrzem
roztańczone wiosną
wymiotły suszone bukiety pretensji
szary kurz co nieraz przysłaniał twoje niebo
idzie Nowe!
czas nikogo nie pyta
daj sobie szansę na żar pokuszenia
na łąki pachnące
na miłowanie
idzie wiosna!
niesie marzenia utkane z kolorów tęsknot zapachów
ze wzruszeń
pomaluje twoje serce
z wdzięku wianek uplecie
oczy blaskiem napełni
zakwitną twoje uśmiechy
zakwitną twoje usta
już nadciąga totalny optymizm wiosennego nieba
tylko unieś głowę
nie patrz w podłogę przeszłości
idzie wiosna!






Spacer

w mokrym świetle ulicy
chodząc od myśli do myśli
swoje serce spuszczam ze smyczy
w pogoń za chwilą minioną
za blaskiem złudnej nadziei
wróciło
pies zbity
mokre od łez wylanych
niemo patrząc w oczy
wracajmy do domu
gdzie smutek gości się z żalem
pretensje stawiając od progu














Moja wiosna


już czekam na wiosnę na roztopy
na powszechne budzenie
na zielone pospolite ruszenie
na słońca wargi gorące
na pocałunki ciepłe, kojące
na żółte żarliwe pieszczoty
czekam na rzeki rozlane
na podniebne pływanie
na brzegi wodą złączone
wiatru falowanie, na miłowanie
na pierwsze barwne motyle
czekam tak długo tak cierpliwie
szarość odmierzam nieśpiesznie skwapliwie
wciąż czekam na te kolorowe chwile











Sosna

skarżyła się raz sosna sośnie
Boże tak ciężko mi się rośnie
w pałąk skręcony jestem zgięta
czuję jak pachnie polna mięta

rankiem rzęsistą rosą płaczę
słońca już chyba nie zobaczę
nie smuć się siostro kochana
żeś upadła na sękate kolana

choć do nieba wyprężam szyję
lecz długo też już nie pożyję
gdy drwal moje myśli odgadnie
sztywną kłodą na ziemię upadnę

wtedy ty choć tak pochylona
ujrzysz jak żywota dokonam
za dążenie ku słońcu ku wolności
dam duszę nie wyrzeknę się miłości











Szczęście

moje szczęście nie umie pisać dobrych zakończeń
szorstką ręką głaszcze pod włos
zgarbiony karzełek na krótkich nogach
bezskutecznie goni dobry los
czasem sypnie czymś w oczy
i skwapliwie pozbiera okruchy
moje szczęście jest wodą między palcami
zmęczony jego nadmiarem
wkładam ręce w chłodny strumień
miło poczuć jego dotyk
moje szczęście na szczęście ma jedną zaletę
zawsze przychodzi w odpowiedni czas













Pytania.
______________________________




Zadaję pytania

stawiam znaki zapytania
na każdej mijanej rogatce
idę tysiąc kroków
wracam bez odpowiedzi
dręczę ciągłymi wizytami
galaktyki hipotez
stawiam tamy w potokach
dryfujących myśli
zostaję z nieodgadniętym
co nie uchyli rąbka tajemnicy
ja heretyk poświęcam
przemijanie czasu
by zrozumieć że jestem
istotą istoty sensem wszystkiego
odpowiedzią i pytaniem
śladem, ciągłym powrotem
chwili trwaniem i jej przemijaniem

Świat cały


wchodzisz do rzeki chłodnej oazy
każdą kroplę przemijania wplatasz misternie
wilgotne masz usta mokre jest milczenie
szczęście płynie
płomień blaskiem przychodzi
głaszczesz czerwień
dotykiem bezbolesnym
każdą iskrę posyłasz do nieba
znów żarliwe masz oczy
szczęście płonie
pieścisz ciałem powietrze
wiatrem podszywasz marzenia
każdy powiew chce być twym oddechem
szczęście wiruje

pewnie to niemożliwe
być całym światem
skoro ty nim jesteś












*****



nie jestem opoką na której zbudujesz swoją twierdzę
jestem lotnym piachem
przesypuję się w klepsydrze twojego serca
odmierzając czas
jestem na niebie płomieniem
już nic nie mogę
już nic nie zmienię
jestem gorejącym ptakiem
Fenixem
znakiem odrodzenia
i ciągłym przemijaniem













Krzywda

Przychodziłeś do mnie, byłeś głodny.
Nakarmiłam cię.
Przychodziłeś do mnie, byłeś spragniony.
Gasiłam twoje pragnienie.
Przychodziłeś do mnie byłeś samotny, byłeś smutny.
Myłam twoje ciało, myłam twoją duszę.
Przyglądałeś się i śmiałeś do mnie.
Szczęściem wiłam się, jak wstęga niebieska.
Przynosiłam ci życie.
Byłam szarfą twojego królestwa.

Zabrałeś moje doliny, obciąłeś ramiona.
Pokorę zakopałeś na pierwszej tamie.
Próżnością wypełniłeś się od brzegu do brzegu, żalem i krzywdą.
Zadufany arogancie, chory na pychę.
Czy mam być czarnym kirem i przynieść ci śmierć?







Wiara



Tak mocno wierzyłem
że na ziemi brakło mi już miejsca
a na niebie anioły klękały przed moją wiarą.

Tak mocno wierzyłem
że wszystkie nadzieje patrzyły oczarowane
a marzenia strącały gwiazdy, by się spełniać dla mnie.

Tak mocno wierzyłem
że czas inaczej zaczął zdzierać buty
a słońce rumieńcem wstydliwym żegnało mnie co dzień.

Tak mocno wierzyłem
że w końcu moja wiara przeniosła góry
a góry zaniosły się płaczem
nad naiwnym wiary tułaczem










Obietnica

mój przyjacielu od nagłej potrzeby
co rankiem uśmiech wnosiłeś od progu
z pomocną dłonią w uścisku przyjaznym
zawsze gotową
czekam na ciebie z lada momentem
co chwila zerkając do okna
bo obiecałeś zeszłego lata
przyjdę na pewno to pogadamy
ach jaka szkoda
mój przyjacielu
żem cię nie żegnał w tą daleką drogę

że tyle żalu...
że tyle smutku...
mój przyjacielu
zaznasz i ty udręki czekania
ja jednak przyjdę
przyjdę na pewno i pogadamy
cierpliwy bądź tylko
ja obiecuję i słowa dotrzymam








*****

Miotasz się w tym życiu,
rybą jesteś w sieci.
Czy zgadniesz, dla kogo?
Słońce będzie świecić!




Odwrotność znaczeń


Pytasz o znaczenie słowa, co się puszą,
co urokiem swoim, wyobraźnię kuszą.
Wszystko jest tu barwne, choć w istocie szare.
Popatrz, nagie fakty obnażą strojnisiów,

obrazem się staną, wejdą w twoją głowę,
to co było szare, znów jest kolorowe!








Paradoks




ptaku niepokorny więziony istnieniem
skrzydła uparte rozkładasz na nowo
latawcu marzeniem niesiony
ku jasności blaskowi ku słońcu
pióra gubisz z woskowych ramion
spadasz na ziemię jak ogromny kamień
bezgraniczną ufnością w przeznaczenie
przeżywasz wciąż uniesień uniesienie
ptaku dumny i bezrozumny


trzepotem skrzydeł trzymasz mnie przy życiu
nie chcesz mej zguby wolność mi dając
jak to pogodzisz w locie swym ustając?









Zdrada


zdradziłem swe serce
myśląc w głazie siła
zdradziłem swój umysł
dotykiem nie wizją
zdradziłem swą młodość
drżenia już nie czuję
zdradziłem swą wiarę
miłości nie kupię

kulawo się idzie
ciężko jak w kieracie
cóż ja teraz pocznę
łzą odmienię życie?




















będzie biało


nie lubię zimy
właściwie nie zimy
ale jej nieuchronności
po co mi tu lezie
człapiąc tymi swoimi przypadłościami
z resztą co ja mam do gadania
postawiony pod ścianą gdzie samotnie stoją inni
więc ją polubię
bo jak nie lubić ciepła wspomnień minionego lata
jak nie kochać tamtej wiosny?















Jakże mi smutno


jakże mi smutno
gdy widzę pokłady czarnej rozpaczy
wydobytej z czeluści
urobek co swym ciężarem
gniecie piersi najbliższych i najdalszych
jakże mi smutno
gdy tak bezmyślnie i uparcie eksploatuje się
złoża czarnego żalu
jakże mi smutno
gdy grzebiemy świetliste marzenia
w mrocznych wyrobiskach
gdy ta istna kopalnia czarnych uczuć
staje się grobem






Po trzykroć

drogę w poprzek postawiłeś
gdybym poszedł dalej
zabiła by mnie obojętność
zatrzymałeś zasmuciłeś przygarbiłeś
ludzkim zwierciadłem
łowisz czarne oblicze
widziałeś wracające słowa?
rząd dusz rozdziawia gęby
nad wiarołomnym
szyderczym chichotem
zbrodnia zbrodnia zbrodnia
czy pamiętasz
co twoim humanizmem najbardziej skażone
co tego przyczyną
przed chwilą
najczystszym z dźwięków
tonem ciszy
uczył tego czym wzgardził dziwny świat
czyżbyś zapomniał?
akordy prawdy dobywane z Białego Klawisza
wykrwawienia czekasz?
to tylko boleść
sarkazmem serca zatruwa
Nie lękaj się!
Pozwól Mu szeptać
Pokora pokora pokora
Po trzykroć




Zadaję pytaniaII


stawiam znaki zapytania
na każdej mijanej rogatce
idę tysiąc kroków
wracam bez odpowiedzi
dręczę ciągłymi wizytami
galaktyki hipotez
buduję tamy w potokach
dryfujących myśli
zostaję z nieodgadniętym
co nie uchyli rąbka tajemnicy
ja heretyk poświęcam
przemijanie czasu
by zrozumieć że jesteś
istotą istoty
sensem wszystkiego
odpowiedzią i pytaniem
śladem
ciągłym powrotem
chwili trwaniem i jej przemijaniem





Prośby.
_________________________


Aniele stróżu

a gdyby tak zasnąć
mój stróżu aniele
w wonnych zmysłach
w jaśminowych domysłach
rozlać spokój mglisty
makiem posiać ciszę
gdyby oczy zmrużyć
czarować i wróżyć
i dłonie wyciągać
do nieba do ciebie
że już czasu nie mam
że jestem w potrzebie
podnieść twoje piórko
niebieskie marzenie
powiedz mój aniele
czy tych próśb zbyt wiele












Prośba

z twych ust dałaś mi szeptu czułego
warg drżenie
i wilgoć co to niby ugasi
a tylko rozpala
z twych oczu jasnych radość
co jeszcze w kącikach się skrywa
z twych piersi tchnienie
rozkosz
daj mi coś z duszy
proszę
może zdążysz










Zakochaj się we mnie


zakochaj się we mnie niedbale

pocałuj od niechcenia

uśmiechnij filuternie

ręką pogłaszcz po włosach

przytul cichutko ufnie

zakochaj się tak mimochodem

szeptając miłosne słowa

zakochaj się może przypadkiem

może nawet czule

zakochaj się bezterminowo

zakochaj się niezmiennie

zakochaj bezwarunkowo

nadzieję wskrzeszam codziennie



Zapłata

chciałbym zobaczyć twój płacz
diamenty skruszone
chciałbym zrozumieć twój płacz
wilgoć Pana Boga
chciałbym dotykać twój płacz
źródła słone spijać
chciałbym płacz twój już zatrzymać

a moja zapłata?
nie jest do wyceny
nie jest z tego świata
bo to uśmiech twój
co kropelki strząsa
jeszcze krótki jeszcze urywany
jeszcze ze łzami trochę pomieszany
twój uśmiech piękny
co powala rzuca na kolana
co wolność odbiera
i jesteś szczęśliwy żeś ją stracił
twój uśmiech
pewnie go nie ujrzę
z za woalki słonej





Czekam na ciebie

czekam na ciebie
pragnienie odpędzam bo skomli i skomli
nie lubię gdy tak patrzy żebraczo
pożądanie wyganiam idź precz
myślom nie pozwala wytrzeźwieć
namiętność wyrzucam, bo mi pożar wznieca
tu aż w dołku pali
zmysły me czyście oszalały

przecież ja tylko czekam na ciebie
cierpliwość spokojnie puszcza mi oko
z kpiarskim uśmiechem na twarzy
ucieknie dzisiaj pod osłoną nocy
a ja wciąż czekam na ciebie
gdy cierpliwość w cierpienie się przeistoczy










*****
gdybym o coś mógł cię prosić kochana
to ja poproszę o wszystkie twe pocałunki
i ze spokojem ci teraz powiem
że jakże innego będziesz miłować
nie mogąc go już nigdy pocałować

a gdybyś ty poprosiła o coś w zamian
to dam to bez najmniejszego wahania
bo które serce oprzeć się zdoła
cudownym pieszczotom takiego anioła


Czas

gdy dasz mi momencik
podbiegam co w nogach
gdy dasz minutkę
truchcikiem do ciebie
gdy dasz kwadransik
stoję już obok
gdy dasz godzinę
to prawie nie wierzę
gdy dasz mi noc całą
namiętnie szaleję
gdy wreszcie dasz siebie
dasz wieczność
bo czas z rozkoszą przystanął



Codzienność


smutku dolewasz do szklanki
żalem karmisz od świtu,
nawet milczysz z wyrzutem
historie zmyślając z sufitu

emocje w wazonach omdlały
namiętność oczy przymyka
pretensje na stole zostały
smutna cicha muzyka

znam swoje winy
rozgrzeszeń nie żądam
znam swoje czyny
rozgrzeszeń nie daję

znów darmo serce ci oddaję







Oczarowanie

na fali niepewnej kołyszesz me serce
nucisz zaklęcia syrenie śpiewy
ach przytul się do mnie
choćby na chwilkę
już i bez czarów
jestem oczarowany




*****

co jeszcze
czego dać ci nie mogę
żalu
może tęsknoty płaczu krzywdy
bo tylko to po tobie mi zostało

ach skonać w twych ramionach
zostawić smutki
i już nigdy nie oglądać nieba
tak tego mi trzeba
nieziemskiej rozkoszy
zatracenia




To jedno mi zostaw


wszystko mi zabierz kochana
dam ci nawet to czego unieść nie zdołasz
całe niebo z chmurami
słońca wschody i zachody
wszystkie gwiazdy
te co spadają też weź sobie
bo w każdej jest myśl o tobie

zabierz listy zdjęcia i wiersze
noce wtulone w ramiona
pocałunki ostatnie i pierwsze
wszystkie drobne wspomnienia
osiki drżące i wierzby płaczące
strugi deszczu urwane westchnienia
klucze do drzwi które za sobą zamkniesz

wreszcie odejdź nad ranem gdy dnieje
lecz błagam proszę
pozostaw mi nadzieję






*****

jak cię mam prosić
czy nadzieję pogrześć
i poranne łąki swymi łzami zrosić
i drzewa i w końcu świat cały
tak by nawet kamienie płakały
byś codziennie patrząc na deszczowe chmury
uwierzyła wreszcie, że przeniesiesz góry
bo góry znów zaniosły się płaczem
i już nie potrafię żyć inaczej


*****

nauczyłaś mnie tych splecionych wieczorów
tych myśli zachodzących w nasze zachłanne serca
nauczyłaś rozkoszy dygocących
wezbranych czerwonych przypływów
nauczyłaś mnie swojej obecności
jeśli stawiasz ostrze pytania
jak długo kochany
błagam naucz mnie żyć bez ciebie
umierać już umiem





Jaśminowe Anioły.
______________________



Jaśminowe Anioły

dziś niebo spadło mi na głowę
wdziera się błękitem i oczy zalewa
oczarowałaś moje zmysły
a one powrót przyszły

moje anioły jaśminowe

dziś przychyliłaś mi nieba
otworzyłaś niebieskie ramiona
wszędzie lazur się ściele
mój jaśminowy aniele

jestem pustynnym pragnieniem
tęsknotą ust spieczonych
ogniem żarliwym mozołem
jaśminowym aniołem







Serce

zabierz mi serce jeśli wola
zabierz wyrwij
tak żebym swoje serce
w twojej dłoni widział
żebym jak ty jaśminu woń przydział
żebym stał się aniołem skrzydlatym
żebym twoją miłością opływał
żebym w nią był bogaty




Jaśminowy Ptaku


tak wyśniłem cię
mój jaśminowy ptaku
i nie wiem co snem jest a co jawą
czy pieściłem ukochaną
czy anielską zjawę
ale przecież trzymałem cię w ramionach
jaśminowy ptaku
żyć już bez ciebie nie zdołam
bo jaśminowego kocham anioła






Jaśminowy ptak


wymarzyłem anioła z jaśminu
z płatków kremowych skrzydła mu dałem
z zapachu słodkiego duszę utkałem
a gdy był gotowy
ramiona otwarłem wysoko do nieba
bo anioła miłością zawołać potrzeba
zapomniała o jednym zakochana głowa
anioł serce mi porwie i w swej piersi schowa
lecz mój anioł kwiaty jaśminu w puste miejsce wkłada
teraz moim życiem tylko anioł włada



*****

tylko Cię kocham
i nie wiem czy to nazbyt wiele
mój jaśminowy aniele






*****


zmieniłaś każdą chwilę w czekanie
w myśl o tobie
zmieniłaś mnie w pożądanie




Modlitwa


pomodlę się do Pana
niebiosa są Jego i wszystkie anioły
nawet mój jaśminowy
największą niebios ozdobą,
pomodlę się do Pana
o wybaczenie Go poproszę,
i może Pan przebaczyć mi zdoła,
że skradłem Mu , najpiękniejszego Anioła!










Łzy anioła



czekałem na wiosnę długo i cierpliwie
na żarliwe lato ostatnie szczęśliwe
rozkwitły jaśminy i wonne akacje
Syriusz mnie uwodzi wreszcie są wakacje

białym słodkim kwieciem powietrze pachniało
wszędzie czułem miłość jakby tego mało
poznałem anioła co mieszka w jaśminie
swoim pięknem wabi a urodą słynie

więc by anioł zechciał dać mi swoją duszę
nieziemską miłością oczy jego kuszę
serce mu oddaję dobroć co mam w sobie
obiecuję miłość póki spocznę w grobie


anioł w końcu ukląkł dotknął mego ciała
ach jak było cudnie jakże ziemia drżała
krótko gości szczęście nic by się nie stało
gdyby moje serce więcej nie krzyczało

narwałem bukietów by zwabić anioła
a on smutno patrzy i o litość woła
gałązki jaśminu płaczą i szlochają
kremowymi łzami bezgłośnie spadają

wolność mu zabrałem to co najważniejsze
co w anielskim życiu cenne najcenniejsze
i czy dacie wiarę czy w to uwierzycie
łamiąc kruchy jaśmin złamałem mu życie
















Dla Lisa co przechytrzył kostuchę

Sercem zaglądam w twoje piękne oczy
odnajdę tam wszystko widok jest uroczy
cichość jakieś nabożne skupienie
mroczne zagadki twoje milczenie

mgliste muślinowe wschody
i najpiękniejsze zachody
świat tajemniczy świat wspaniały
są tam kamienie co kiedyś płakały

chociaż tak tego strzeżesz i pilnie ukrywasz
wiem żeś z niebios istota prawdziwa
ja to już zgadłem wreszcie pojąłem
że ty tam wtedy byłaś mym aniołem

łez użyczyłaś wlałaś oczom suchym
dźwięku łkającego moim uszom głuchym
a ja bez tchnienia na niebieskiej stronie
prosiłem anioła by mi zrosił skronie


żyć mi teraz łatwiej z twoim słonym darem
zatwardziałe serce wzruszeniem pęcznieje
smutna dotąd dusza przez łzy się śmieje




Miłość.

_________________________



ach cudowna miłości!
co czerwonymi językami pożądania
namiętnie liżesz nagie bezwstydzenie
żarem napełniasz dusze
serca zamieniając w żywe pochodnie
cudowna miłości!
życiodajne uczucie płonące wiecznym a jeśli masz szczęście
stajesz się satelitą największego miłosnego układu
miłości moja! ogniem
wabisz nas swym blaskiem ciepłem

odrodziłaś się w moim sercu
i to co było już szarym prochem rutyny
na nowo tętni wskrzeszonym pragnieniem
rozpościerasz dumnie ogniste skrzydła
Fenixem jesteś gorejącym

czy teraz wiesz czym ja jestem?
czymże byłbym bez ciebie?
garścią popiołu!




Sosna

skarżyła się raz sosna sośnie
Boże tak ciężko mi się rośnie
w pałąk skręcony jestem zgięta
czuję jak pachnie polna mięta

rankiem rzęsistą rosą płaczę
słońca już chyba nie zobaczę
nie smuć się siostro kochana
żeś upadła na sękate kolana

ja choć do nieba wyprężam szyję
lecz długo też już nie pożyję
bo gdy drwal moje myśli zgadnie
sztywną kłodą na ziemię upadnę

wtedy ty choć do ziemi pochylona
zobaczysz jak żywota dokonam
za dążenie ku słońcu ku wolności
oddam duszę nie wyrzeknę się miłości!






Zakwitasz w mym...

zakwitasz w mym sercu tak niespodziewanie
czekam codziennie od rana
w snach na spotkania przybiegasz
czekam na ciebie co wieczór
z nieba mi spadasz jak anioł
czekam na niebiosa
z miłością nieśmiało rękę wyciągasz
Boże aby na wieczność całą




Czekanie

ach ta niepewność
ach to serca drżenie
modliłem się co ranka
o takie omdlenie

*****

ech serduszko !
gdyby cię wziąć przytulić
ogrzać się twym ciepłem
czy mnie nie uderzysz?
bo przecież bijesz nieustannie
Miłość

przyjdź do mnie rano
tak bardzo cię proszę
cichutko pocałuj
uśmiechem się przytul

snu mgiełką mi pościel
nie poskąp czułości
tak bardzo cię proszę
o szczodra miłości


W każdej chwili...

w każdym płomieniu mam oczy
w każdej studni szeptanie
w każdym oknie tęsknotę
w każdym niebie bujanie

każdym dniem żegluję
każdej nocy zazdroszczę
każdym gestem czaruję
każdym słowem się goszczę

w każdej chwili brakuje mi ciebie



*****


w słońcu me serce dojrzało
w kołysaniu gałązek zielonych
w pieszczocie listków drżących
w wieczornym zapachu sosen
i w twoim uśmiechu




Bankructwo


zwątpić nareszcie nie dręczyć się
kompleksowym dostarczaniem spranych uczuć
hodowanych w cieplarni własnego serca
koniec inspektów kiełkujących rozczarowaniem
pachnących pnącym groszkiem
zapuszkowanym z etykietą przesadzone
dość wysprzedaży starzyzny
garażowanej pod chmurką
skąpo odzianą bezwstydną nadzieją.
wystarczy może tchórzliwych odważeń
na wadze migdałowych marzeń
już wszystko sprzedałeś
zbankrutowałeś





Ćma


w moim świecie pożądań
zjawiasz się zawsze aktem piękna
czasem z tego aktu ćma wyleci
kuszona blaskiem płomienia
przytula się skrzydłami
i miłość płonie ofiarę przyjmując
z zagadkowym uśmiechem
migotliwego trwania














Tak z nią bywa

z miłością bywa różnie
przeważnie jest podłużnie
wieczory długie ciche szeptanie
i czekanie czekanie czekanie...
a nieraz jest za szybko
niecierpliwie wręcz niebezpiecznie
wtedy z miłością jest poprzecznie
często też w kratkę bywa
i miłość się rozmywa
smutek rozkrokiem staje
rozpacz karty rozdaje
a czasem nie wiadomo z jakiej przyczyny
zakochane są wszystkie dziewczyny
i właściwie nie jest ważne
w kratkę podłużnie czy poprzecznie
byle ona w tobie była wiecznie











*****


znów mi nie chcesz wierzyć
że miłość tu była
śmiejesz się tylko i potrząsasz głową
a miłość tu przyszła
nikt nie wie o której
znienacka przybyła jakże uporczywa
wszystko mi zabrała swoją hojną ręką
jestem na wpółżywy
szalony szczęśliwy
tłucze się me serce wali i łomocze
zabierz też mi duszę jeszcze ją poproszę



*****


niebezpieczny to taniec gdy zazdrość prowadzi
namiętność w tangu partnera uwodzi
a ślepa miłość ckliwie przygrywa
gdy tak ufnie kołyszesz biodrami
rutyna krok myli po kroku
z nadzieją czekasz łaknąc nowych rytmów
wtem: może odbijany


*****


skołatane serce ma za wielkie oczy
strachu
skołatane serce ufność zatraciło
ratuj
skołatane serce słoną falą myte
zmyte
skołatane serce bliznami poszyte
zryte
skołatane serce w smutku ledwo bije
żyje!

przytul mnie kochany!
krzywd już nie naprawiaj
miłością mnie ogrzej
tylko nie rań proszę
kłamstwa już nie zniosę













Czas

sekundy najmniejsze kuzynki pośpiechu
szybciutko biegną na spotkanie
co do minuty cennej
z godzinami namysłu
co nieraz się wloką
dzień za dniem
w rok się składając

a ja tu patrzę i oczom nie wierzę
lata po drodze już mi uciekły
zaśmiej się z tego bo wieczność jest twoja
gdy kochasz i jesteś kochanym












Droga


w ramionach zamkniętych na cztery spusty
bo noc samotna i zimna
bezchmurny skrawek miłości się wdziera
promieniem odbitym od lustra twych pragnień

budzi z uśpienia skrywane uczucia
świt wstaje purpurą do duszy się tuli
siadasz przy oknie ufając przyszłości
uśmiechem cieniutko smarujesz codzienność
żądza namiętnie wrzątku dolewa
marzenia w ukropie się kąpią
śniadanie gotowe na upalną drogę
już czekam



















Obiecałaś

obiecałaś; kilka słów napiszę

więc siadam przy oknie
czekam wpatruję się w ciszę
skrzą się twoje listy
spadające z nieba

tak bardzo ich pragnę
tak mi ich potrzeba
ręce już wyciągam
chciwy na twe słowa

nieme białe płatki
cały w nich utonę
i nim skończę czytać
łez mam, pełne dłonie





List


napisz do mnie list cały
z zapachem twoich słów
przyślij wdzięczną myśl
dwa szybujące skrzydła
jeden promień słońca
z oczu przymkniętych
pocałunek ustom odbierz
przecież ci go zwrócę, po stokroć
świtami obłokami marzeniami


Cisza

Tak, śniłem.
Spokój mojej duszy.
Letarg niebieski piłem.

Śniłem.
Spadały moje gwiazdy,
w zamknięte powieki.
Leżały wszędzie,
byłem w niebie.
Śniłem.
Ciszą się ocknąłem,
milczeniem zbudziłem.


Milczenie

chcę przerwać milczenie
wbiło się ością
drzazgą uwięzło
pięścią słów zaciśniętych
gardło zamyka

chcę przerwać milczenie
nie potrzebna mi cisza
białego papieru wstęga
bez słów
przyklejona na twych ustach

chcę przerwać milczenie
nawet nie krzykiem
nie modlitwą
nie prośbą
żadnym zaklęciem

chcę przerwać milczenie
twoim szeptem
i powtarzać za tobą
jak mantrę
kocham...





Cisza wciąż ma ten kolor

ciszo brzemienna
co nie zrodzisz słowa
ni dźwięku
ciszo bolesna
myśli moich udręko
jesteś głucha ciszo
na moje prośby
milczysz czekając
na swoje zgładzenie
przemiń już
zabita jednym ledwo wyszeptanym słowem


*****

nie chcę nic wymuszać
chcę twojej tęsknoty się napić
rozstania żalem otulić szyję
tak mocno by poczuć twój oddech

usta nie krzyczą
tylko wtedy...
ty wiesz...



Dla ciebie

jesienna miłość w twoich oczach skryta
jesienna miłość co o nic nie pyta
rumieńcem czerwonym na drzewach przysiadła
nabrzmiałym żołędziem na ziemię upadła
pożądliwie zerka na pożółkłe liście
na winogron czerwonych ociężałe kiście
ustom rozchylonym zsyła całowanie
namiętności słodkie tak czekałem na nie!



*****

ciągle jeszcze jesteś we mnie
i tylko się boję
że może kiedyś spadnie milczący kamień
w głaz mnie zmieni
póki nie pęknę
skruszeję i rozsypię
swoje ziarna
do ostatniej chwili...





Tęsknoty.
_____________________________



*****

składam drobne tęsknoty
duszę zachęcam
ona też mnie zachęca
moje codzienne małe tęsknoty

reszty wydane z niespełnionych miłości
jeszcze czułością pobrzękują
jeszcze uczuciem są ciepłe
serca ostatnie grosiki

tak bardzo mi ciążą
każdym krokiem
kieszenie wypchane po brzegi
tęsknoty tęsknoty tęsknoty

chcę je już zmienić
w szeleszczące kolorowe papiery
w pożądania pachnące banknoty





Jestem chory


jestem chory
proszę ostrożnie pukać
cichutko trzy razy
czekam niecierpliwie na odwiedziny
nawet w nie wyznaczonych porach
kompoty z wekowanych różowych czułości
i rosołek z puszczonym oczkiem,
pichcony pośpiesznie gorejącym sercem
mile widziany

czekam na wpółżywy
stan jest poważny
okrycie ochronne jest niekonieczne
powiedziałbym zbędne
z butami też proszę nie pchać się w moje życie
boso proszę
bez ostróg nie tupiąc bez powodu
ostrożnie
jestem chory

zarażam tylko niewinną miłością






Poranna wizyta

pyta mnie pani, jak się dzisiaj czuję

a mnie śliczna doktorko
serce pęka po raz wtóry
jak cmentarne stare mury
bo mój anioł daleko odleciał
bo już na nikogo nie czekam
bo złudzenia całe obdarte
bo uczucia piękne a martwe
bo me serce już niczyje
czy ja chociaż jeszcze żyję

ach śliczna doktorko po co mnie ratujesz
już się chyba lepiej w życiu nie poczuję
bo tego lekarstwa nie zna twa apteka
moje chore serce wciąż anioła czeka












Rozstanie

gdy wszystko mi dasz i wszystko zabierzesz
nogi stalowe lękiem do gliny przywrą
pod tym ciężarem co był
a ciążyć zaczął gdy zniknął
ręce mozołem tułaczym opadną
na kamień milczenia
gładząc go by szeptał

wtedy
na strzępy rozerwę
ciszę i siebie
gwiazdom zostawię swoje oczy
byś mnie pamiętała
przecież kiedyś
musisz unieść wzrok
by mnie spotkać











******

moja nadzieja zakochała się w smutku
muszę przerwać ten romans
bo zimą łzy szczypią najbardziej
spływając po twarzy




zamiar

mam taki zamiar ukraść trochę morza
słonej bryzy
bursztynu miodowego nazbierać
a potem zimowymi wieczorami wszystko to wspominać
w ciepłym kąciku serca ręce grzać i czekać wiosny!









Przedzimie


w moim ogrodzie płoną wciąż liście
kapią jesienią kapią pod nogi
pełno tu wszędzie tej ciszy mglistej
spokój zaczyna swój żywot błogi

po raz ostatni patrzę z nadzieją
dżdżystej jesieni dziś nie gotowy
co też te wiatry jeszcze przywieją
czy zdąży z życiem kwiatek zimowy

drżące od chłodu dzikie pragnienie
na przekór aurze gdzieś kiełkujące
w miłość jesienną chętnie zamienię
by serce zimą mieć gorejące!












ze względu na wiosnę mała modyfikacja:

Przedwiośnie



w moim ogrodzie płoną wciąż liście
kapią jesienią, kapią pod nogi
pełno tu wszędzie tej ciszy mglistej
spokój zaczyna swój żywot błogi

po raz ostatni patrzę z nadzieją
dżdżystej jesieni, dziś nie gotowy
co też te wiatry jeszcze przywieją
czy zdąży z życiem kwiatek zimowy

drżące od chłodu dzikie pragnienie
na przekór aurze, gdzieś kiełkujące
w miłość wiosenną chętnie zamienię
serce po zimie znów mam gorące









Zdarzyć się wszystko może

serca co z żalu pękają
krzywdy co ofiar szukają
tętent oszalałych koni
namiętny dotyk dłoni

niebo co spada na głowę
wyznanie co odbiera mowę
codzienna szara troska
dopust czasem kara boska

wszystko zdarzyć się może
boś wszechwładny mój Boże
o jedno tylko proszę Cię Panie
samotność samotną niech już zostanie

[/list:u]

Gdzie się pali książki, dojdzie w końcu do palenia ludzi.
Słowa wypowiedziane na zakończenie zjazdu studenckiego w Wartburgu w 1817 roku w związku ze spaleniem na stosie książek uznanych za niezgodne z duchem niemieckim.
Heinrich Heine
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości

Kontakt: dotykiemwiatru @ go away spambots grd.pl | albo: grd @ go away spambots gazeta.pl | | Wróć do góry | Wróć do forów | Wersja bez grafiki | RSS