fenixferrum
|
2009-01-06, 10:57:37
Post: #1
fenixferrum
|
|||
|
|||
[list]
Jaśminy. _______________________ Jaśmin jesteś moim świtem moją ciszą błogą milczącym zachwytem wyszeptaną trwogą jesteś moim grzechem lepkim pożądaniem słońcem prosto w oczy ognia dotykaniem jesteś wciąż jaśminem niech już tak zostanie niźli w mych ramionach bukietów konanie! Szept szeptał do mnie kiedyś wiatr oczom nie wierz sercem patrz oczy przymykam szeroko uszy korkiem na głucho wiatr szeptał że z tobą że szukać nie muszę że oczy czasem kłamią bo tu nawet zimą są kwiaty latem śnieg leży pod krzakiem czy już wiesz jaki biały kremowy jaśminowy Pożegnanie niepokoju co drżącymi rękoma głaszczesz mnie po myślach nadzieję straciłem! jeszcze w oddaleniu widzę wzrok jej smutny cichutko odeszła bez kropelki słonej szept już tylko słychać to już koniec lata bezkresnego nieba koniec tej pięknej wędrówki po upalnej drodze strudzony usiądę na skraju pod krzakiem jaśminu co kwiaty utracił gdy się z tobą pożegnam gdy wyjadę nagle gdy mi serce pęknie gdy już skonam to u twych stóp pozostanie jeden płatek mały zgadniesz jaki? Biały kremowy jaśminowy. Upadek pokotem leżą słowa padły niemal wszystkie bez większych obrażeń i bez skutku głuche one i głusi na nie spokoju zaznają w moim niepokoju czułe szeptane czasem niechciane wypowiedziane mimo woli i z jej aprobatą wymodlone wyśnione natchnione błagające z nadzieją i bez niej z uśmiechem, z przymrużeniem z oczu i z serca i wcale nie jest mi lżej z duszy nigdy bezduszne zgadniesz które zostały? nieśmiertelne jaśminowe już ostatnie... Sen widziałem cię dziś rano wstajesz świtem gdy spadają anioły te białe jaśminowe od serca ty skrzysz się rosą co za chwilę w słońcu skona jesteś krzakiem jaśminu tak mnie ten zapach odurzył myśli moje przystanęły i rozkoszują się twą nagą wonią cóż mam zrobić cóż począć? gdy u stóp tylko białe płatki leżą a ja kroku już nie zrobię! Ogrody. _________________________ Ogrody znów nadzieja przymyka mi oczy byś mogła posiać pachnące myśli w ogrodzie moim tęskniącym nabrzmiałymi grządkami ziemią czekającą na cud wschodu wahasz się lecz ziarno już kiełkuje swoim bytem niezależnym nie oglądając się na swojego siewcę choćby tylko jedną nocą zakwitł kwiat to po to żyjemy i nasze ogrody wciąż tęskniące! Marzenia otwierasz swe serce przymykasz powieki ostrożnie z obawą by za wcześnie nie prysły marzenia niewinne co lat ci ujmują marzenia dziecinne ależ to nieziemskie jakie fantastyczne dotykasz błękitu czerwieni bieli po tęczy ze śmiechem się ślizgasz z nieba spadają w przymknięte powieki cudowne lekarstwa z maleńkiej apteki na chwilę zwątpienia na ból aż do kości na zły początek i koniec żałosny marzenia te zwykłe a czasem bajkowe co szarość w kolory przemienią marzenia powszednie co ci pod głowę otuchą pościelą marzenia o tobie te są najpiękniejsze przymykam ostrożnie powieki by znów do mnie przyszły zostając po wieki Jestem już późnym latem jestem już późnym latem czerwienią niebo zamykam jestem cichym wieczorem ramiona drżące chłodem otulam błąkam się jeszcze w mglistych spojrzeniach, przymykam ci oczy uśmiech zdziwiony maluję ustom zamieram szeptem westchnieniem lata schyłkiem jestem pierzastym żalem rozpiętym wysoko siana zapachem tęskniącym za słońcem ptaków odlotem myślą pożółkłą jesienną szarugą i smutku słotą, jestem przemijaniem już bez powrotu Jesień nadzieja płacze jesienną szarugą zdeptane marzenia już leżą na ścieżce złociste motyle swoje skrzydła gubią opadają zwilgłe prawie bezszelestnie wietrze ukochany powiej w moją stronę listeczki ukołysz do snu zimowego podmuchaj i wysusz kolory skruszone duszki szeleszczące uśpij mój kolego W drodze do siódmego nieba wypiłem siódmą kawę w drodze do siódmego nieba podobno tam znajdę martwą ciszę jednak nie słyszę jej nigdzie nie widzę też ogromnego słońca oślepiony jego blaskiem tak oszukane zmysły czary prysły Zaproszenie co dzień sprawdzam małe zagłębienie mojej śpiącej poduszki ostrożnie spoglądam bez pośpiechu tylko czasem zbyt pragnąc to zdradza zamiary wielkich latawców co dzień patrzę w lustro wody delikatnie wygładzam zmarszczki szeptem uciszam ostatnią falę tylko pragnienie krzyżuje plany morskich żaglowców co dzień kiełkują nowe nadzieje rozwijają się wonne marzenia tylko sny mogą się czasem ziścić sny o szybowaniu żeglowaniu małe zagłębienie śpiącej poduszki zaprasza do siebie Motyl motyl na moim ramieniu jest niezwykle piękny wstrzymuję oddech nie śmiem się ruszyć jeden gest za dużo jedno jakieś drgnięcie... odwagi mi nie starcza nie śmiem nawet prosić cieszę się że tam przysiadł rozkoszuję widokiem znów jestem słońcem wiatrem obłokiem Krótki liścik do wiosny wiosenko kochana wstydliwaś w tym roku wiosenko kochana przyśpiesz nieco kroku bo tu wszystko szare śpi spokojnie sobie a niektórzy kraczą żeś zwichnęła nogę pokaż niedowiarkom swoje ciepłe ręce noce poprzycinaj dniom czasu daj więcej pomaluj ogrody łąkom oddaj kwiaty jak to już czyniłaś ubiegłymi laty drzewom listki rozwiń niebu ptaki przyślij zieloną nadzieją odmień wszystkie myśli! Jaskółki jaskółki moje kochane te z dzieciństwa gniazdem przyklejone do wspomnień wolności latawce czarne frygi nieokiełznane nastrojone szczęściem ze słońcem na skrzydłach na nieboskłonie przestworza tnące szybujące przyziemnym lotem chmury niskie ponurym niebem deszczem bliskie z szybkością trwogi znikające czekam na was w mej pamięci moje ptaki kochane wędrujące Ptaki wędrowne nie mam dodatkowych warunków nie stawiam obwarowań stoję bosą stopą na gładkich kamieniach wciąż wyrastają nowe góry z białym kołnierzem milczenia kontynenty odległe dla ptaków wędrownych przylądki z dobrą nadzieją zabiera morze czy mam płynąć czy na przełęczy wspomnieniami śnić czy krzykiem płoszyć wędrowne ptaki! Idzie gdy wreszcie nadejdzie wiosna pootwieraj wszystkie okna drzwi wszystkie otwórz by hulały szczęśliwe przeciągi by wdarły się ciepłym powietrzem roztańczone wiosną wymiotły suszone bukiety pretensji szary kurz co nieraz przysłaniał twoje niebo idzie Nowe! czas nikogo nie pyta daj sobie szansę na żar pokuszenia na łąki pachnące na miłowanie idzie wiosna! niesie marzenia utkane z kolorów tęsknot zapachów ze wzruszeń pomaluje twoje serce z wdzięku wianek uplecie oczy blaskiem napełni zakwitną twoje uśmiechy zakwitną twoje usta już nadciąga totalny optymizm wiosennego nieba tylko unieś głowę nie patrz w podłogę przeszłości idzie wiosna! Spacer w mokrym świetle ulicy chodząc od myśli do myśli swoje serce spuszczam ze smyczy w pogoń za chwilą minioną za blaskiem złudnej nadziei wróciło pies zbity mokre od łez wylanych niemo patrząc w oczy wracajmy do domu gdzie smutek gości się z żalem pretensje stawiając od progu Moja wiosna już czekam na wiosnę na roztopy na powszechne budzenie na zielone pospolite ruszenie na słońca wargi gorące na pocałunki ciepłe, kojące na żółte żarliwe pieszczoty czekam na rzeki rozlane na podniebne pływanie na brzegi wodą złączone wiatru falowanie, na miłowanie na pierwsze barwne motyle czekam tak długo tak cierpliwie szarość odmierzam nieśpiesznie skwapliwie wciąż czekam na te kolorowe chwile Sosna skarżyła się raz sosna sośnie Boże tak ciężko mi się rośnie w pałąk skręcony jestem zgięta czuję jak pachnie polna mięta rankiem rzęsistą rosą płaczę słońca już chyba nie zobaczę nie smuć się siostro kochana żeś upadła na sękate kolana choć do nieba wyprężam szyję lecz długo też już nie pożyję gdy drwal moje myśli odgadnie sztywną kłodą na ziemię upadnę wtedy ty choć tak pochylona ujrzysz jak żywota dokonam za dążenie ku słońcu ku wolności dam duszę nie wyrzeknę się miłości Szczęście moje szczęście nie umie pisać dobrych zakończeń szorstką ręką głaszcze pod włos zgarbiony karzełek na krótkich nogach bezskutecznie goni dobry los czasem sypnie czymś w oczy i skwapliwie pozbiera okruchy moje szczęście jest wodą między palcami zmęczony jego nadmiarem wkładam ręce w chłodny strumień miło poczuć jego dotyk moje szczęście na szczęście ma jedną zaletę zawsze przychodzi w odpowiedni czas Pytania. ______________________________ Zadaję pytania stawiam znaki zapytania na każdej mijanej rogatce idę tysiąc kroków wracam bez odpowiedzi dręczę ciągłymi wizytami galaktyki hipotez stawiam tamy w potokach dryfujących myśli zostaję z nieodgadniętym co nie uchyli rąbka tajemnicy ja heretyk poświęcam przemijanie czasu by zrozumieć że jestem istotą istoty sensem wszystkiego odpowiedzią i pytaniem śladem, ciągłym powrotem chwili trwaniem i jej przemijaniem Świat cały wchodzisz do rzeki chłodnej oazy każdą kroplę przemijania wplatasz misternie wilgotne masz usta mokre jest milczenie szczęście płynie płomień blaskiem przychodzi głaszczesz czerwień dotykiem bezbolesnym każdą iskrę posyłasz do nieba znów żarliwe masz oczy szczęście płonie pieścisz ciałem powietrze wiatrem podszywasz marzenia każdy powiew chce być twym oddechem szczęście wiruje pewnie to niemożliwe być całym światem skoro ty nim jesteś ***** nie jestem opoką na której zbudujesz swoją twierdzę jestem lotnym piachem przesypuję się w klepsydrze twojego serca odmierzając czas jestem na niebie płomieniem już nic nie mogę już nic nie zmienię jestem gorejącym ptakiem Fenixem znakiem odrodzenia i ciągłym przemijaniem Krzywda Przychodziłeś do mnie, byłeś głodny. Nakarmiłam cię. Przychodziłeś do mnie, byłeś spragniony. Gasiłam twoje pragnienie. Przychodziłeś do mnie byłeś samotny, byłeś smutny. Myłam twoje ciało, myłam twoją duszę. Przyglądałeś się i śmiałeś do mnie. Szczęściem wiłam się, jak wstęga niebieska. Przynosiłam ci życie. Byłam szarfą twojego królestwa. Zabrałeś moje doliny, obciąłeś ramiona. Pokorę zakopałeś na pierwszej tamie. Próżnością wypełniłeś się od brzegu do brzegu, żalem i krzywdą. Zadufany arogancie, chory na pychę. Czy mam być czarnym kirem i przynieść ci śmierć? Wiara Tak mocno wierzyłem że na ziemi brakło mi już miejsca a na niebie anioły klękały przed moją wiarą. Tak mocno wierzyłem że wszystkie nadzieje patrzyły oczarowane a marzenia strącały gwiazdy, by się spełniać dla mnie. Tak mocno wierzyłem że czas inaczej zaczął zdzierać buty a słońce rumieńcem wstydliwym żegnało mnie co dzień. Tak mocno wierzyłem że w końcu moja wiara przeniosła góry a góry zaniosły się płaczem nad naiwnym wiary tułaczem Obietnica mój przyjacielu od nagłej potrzeby co rankiem uśmiech wnosiłeś od progu z pomocną dłonią w uścisku przyjaznym zawsze gotową czekam na ciebie z lada momentem co chwila zerkając do okna bo obiecałeś zeszłego lata przyjdę na pewno to pogadamy ach jaka szkoda mój przyjacielu żem cię nie żegnał w tą daleką drogę że tyle żalu... że tyle smutku... mój przyjacielu zaznasz i ty udręki czekania ja jednak przyjdę przyjdę na pewno i pogadamy cierpliwy bądź tylko ja obiecuję i słowa dotrzymam ***** Miotasz się w tym życiu, rybą jesteś w sieci. Czy zgadniesz, dla kogo? Słońce będzie świecić! Odwrotność znaczeń Pytasz o znaczenie słowa, co się puszą, co urokiem swoim, wyobraźnię kuszą. Wszystko jest tu barwne, choć w istocie szare. Popatrz, nagie fakty obnażą strojnisiów, obrazem się staną, wejdą w twoją głowę, to co było szare, znów jest kolorowe! Paradoks ptaku niepokorny więziony istnieniem skrzydła uparte rozkładasz na nowo latawcu marzeniem niesiony ku jasności blaskowi ku słońcu pióra gubisz z woskowych ramion spadasz na ziemię jak ogromny kamień bezgraniczną ufnością w przeznaczenie przeżywasz wciąż uniesień uniesienie ptaku dumny i bezrozumny trzepotem skrzydeł trzymasz mnie przy życiu nie chcesz mej zguby wolność mi dając jak to pogodzisz w locie swym ustając? Zdrada zdradziłem swe serce myśląc w głazie siła zdradziłem swój umysł dotykiem nie wizją zdradziłem swą młodość drżenia już nie czuję zdradziłem swą wiarę miłości nie kupię kulawo się idzie ciężko jak w kieracie cóż ja teraz pocznę łzą odmienię życie? będzie biało nie lubię zimy właściwie nie zimy ale jej nieuchronności po co mi tu lezie człapiąc tymi swoimi przypadłościami z resztą co ja mam do gadania postawiony pod ścianą gdzie samotnie stoją inni więc ją polubię bo jak nie lubić ciepła wspomnień minionego lata jak nie kochać tamtej wiosny? Jakże mi smutno jakże mi smutno gdy widzę pokłady czarnej rozpaczy wydobytej z czeluści urobek co swym ciężarem gniecie piersi najbliższych i najdalszych jakże mi smutno gdy tak bezmyślnie i uparcie eksploatuje się złoża czarnego żalu jakże mi smutno gdy grzebiemy świetliste marzenia w mrocznych wyrobiskach gdy ta istna kopalnia czarnych uczuć staje się grobem Po trzykroć drogę w poprzek postawiłeś gdybym poszedł dalej zabiła by mnie obojętność zatrzymałeś zasmuciłeś przygarbiłeś ludzkim zwierciadłem łowisz czarne oblicze widziałeś wracające słowa? rząd dusz rozdziawia gęby nad wiarołomnym szyderczym chichotem zbrodnia zbrodnia zbrodnia czy pamiętasz co twoim humanizmem najbardziej skażone co tego przyczyną przed chwilą najczystszym z dźwięków tonem ciszy uczył tego czym wzgardził dziwny świat czyżbyś zapomniał? akordy prawdy dobywane z Białego Klawisza wykrwawienia czekasz? to tylko boleść sarkazmem serca zatruwa Nie lękaj się! Pozwól Mu szeptać Pokora pokora pokora Po trzykroć Zadaję pytaniaII stawiam znaki zapytania na każdej mijanej rogatce idę tysiąc kroków wracam bez odpowiedzi dręczę ciągłymi wizytami galaktyki hipotez buduję tamy w potokach dryfujących myśli zostaję z nieodgadniętym co nie uchyli rąbka tajemnicy ja heretyk poświęcam przemijanie czasu by zrozumieć że jesteś istotą istoty sensem wszystkiego odpowiedzią i pytaniem śladem ciągłym powrotem chwili trwaniem i jej przemijaniem Prośby. _________________________ Aniele stróżu a gdyby tak zasnąć mój stróżu aniele w wonnych zmysłach w jaśminowych domysłach rozlać spokój mglisty makiem posiać ciszę gdyby oczy zmrużyć czarować i wróżyć i dłonie wyciągać do nieba do ciebie że już czasu nie mam że jestem w potrzebie podnieść twoje piórko niebieskie marzenie powiedz mój aniele czy tych próśb zbyt wiele Prośba z twych ust dałaś mi szeptu czułego warg drżenie i wilgoć co to niby ugasi a tylko rozpala z twych oczu jasnych radość co jeszcze w kącikach się skrywa z twych piersi tchnienie rozkosz daj mi coś z duszy proszę może zdążysz Zakochaj się we mnie zakochaj się we mnie niedbale pocałuj od niechcenia uśmiechnij filuternie ręką pogłaszcz po włosach przytul cichutko ufnie zakochaj się tak mimochodem szeptając miłosne słowa zakochaj się może przypadkiem może nawet czule zakochaj się bezterminowo zakochaj się niezmiennie zakochaj bezwarunkowo nadzieję wskrzeszam codziennie Zapłata chciałbym zobaczyć twój płacz diamenty skruszone chciałbym zrozumieć twój płacz wilgoć Pana Boga chciałbym dotykać twój płacz źródła słone spijać chciałbym płacz twój już zatrzymać a moja zapłata? nie jest do wyceny nie jest z tego świata bo to uśmiech twój co kropelki strząsa jeszcze krótki jeszcze urywany jeszcze ze łzami trochę pomieszany twój uśmiech piękny co powala rzuca na kolana co wolność odbiera i jesteś szczęśliwy żeś ją stracił twój uśmiech pewnie go nie ujrzę z za woalki słonej Czekam na ciebie czekam na ciebie pragnienie odpędzam bo skomli i skomli nie lubię gdy tak patrzy żebraczo pożądanie wyganiam idź precz myślom nie pozwala wytrzeźwieć namiętność wyrzucam, bo mi pożar wznieca tu aż w dołku pali zmysły me czyście oszalały przecież ja tylko czekam na ciebie cierpliwość spokojnie puszcza mi oko z kpiarskim uśmiechem na twarzy ucieknie dzisiaj pod osłoną nocy a ja wciąż czekam na ciebie gdy cierpliwość w cierpienie się przeistoczy ***** gdybym o coś mógł cię prosić kochana to ja poproszę o wszystkie twe pocałunki i ze spokojem ci teraz powiem że jakże innego będziesz miłować nie mogąc go już nigdy pocałować a gdybyś ty poprosiła o coś w zamian to dam to bez najmniejszego wahania bo które serce oprzeć się zdoła cudownym pieszczotom takiego anioła Czas gdy dasz mi momencik podbiegam co w nogach gdy dasz minutkę truchcikiem do ciebie gdy dasz kwadransik stoję już obok gdy dasz godzinę to prawie nie wierzę gdy dasz mi noc całą namiętnie szaleję gdy wreszcie dasz siebie dasz wieczność bo czas z rozkoszą przystanął Codzienność smutku dolewasz do szklanki żalem karmisz od świtu, nawet milczysz z wyrzutem historie zmyślając z sufitu emocje w wazonach omdlały namiętność oczy przymyka pretensje na stole zostały smutna cicha muzyka znam swoje winy rozgrzeszeń nie żądam znam swoje czyny rozgrzeszeń nie daję znów darmo serce ci oddaję Oczarowanie na fali niepewnej kołyszesz me serce nucisz zaklęcia syrenie śpiewy ach przytul się do mnie choćby na chwilkę już i bez czarów jestem oczarowany ***** co jeszcze czego dać ci nie mogę żalu może tęsknoty płaczu krzywdy bo tylko to po tobie mi zostało ach skonać w twych ramionach zostawić smutki i już nigdy nie oglądać nieba tak tego mi trzeba nieziemskiej rozkoszy zatracenia To jedno mi zostaw wszystko mi zabierz kochana dam ci nawet to czego unieść nie zdołasz całe niebo z chmurami słońca wschody i zachody wszystkie gwiazdy te co spadają też weź sobie bo w każdej jest myśl o tobie zabierz listy zdjęcia i wiersze noce wtulone w ramiona pocałunki ostatnie i pierwsze wszystkie drobne wspomnienia osiki drżące i wierzby płaczące strugi deszczu urwane westchnienia klucze do drzwi które za sobą zamkniesz wreszcie odejdź nad ranem gdy dnieje lecz błagam proszę pozostaw mi nadzieję ***** jak cię mam prosić czy nadzieję pogrześć i poranne łąki swymi łzami zrosić i drzewa i w końcu świat cały tak by nawet kamienie płakały byś codziennie patrząc na deszczowe chmury uwierzyła wreszcie, że przeniesiesz góry bo góry znów zaniosły się płaczem i już nie potrafię żyć inaczej ***** nauczyłaś mnie tych splecionych wieczorów tych myśli zachodzących w nasze zachłanne serca nauczyłaś rozkoszy dygocących wezbranych czerwonych przypływów nauczyłaś mnie swojej obecności jeśli stawiasz ostrze pytania jak długo kochany błagam naucz mnie żyć bez ciebie umierać już umiem Jaśminowe Anioły. ______________________ Jaśminowe Anioły dziś niebo spadło mi na głowę wdziera się błękitem i oczy zalewa oczarowałaś moje zmysły a one powrót przyszły moje anioły jaśminowe dziś przychyliłaś mi nieba otworzyłaś niebieskie ramiona wszędzie lazur się ściele mój jaśminowy aniele jestem pustynnym pragnieniem tęsknotą ust spieczonych ogniem żarliwym mozołem jaśminowym aniołem Serce zabierz mi serce jeśli wola zabierz wyrwij tak żebym swoje serce w twojej dłoni widział żebym jak ty jaśminu woń przydział żebym stał się aniołem skrzydlatym żebym twoją miłością opływał żebym w nią był bogaty Jaśminowy Ptaku tak wyśniłem cię mój jaśminowy ptaku i nie wiem co snem jest a co jawą czy pieściłem ukochaną czy anielską zjawę ale przecież trzymałem cię w ramionach jaśminowy ptaku żyć już bez ciebie nie zdołam bo jaśminowego kocham anioła Jaśminowy ptak wymarzyłem anioła z jaśminu z płatków kremowych skrzydła mu dałem z zapachu słodkiego duszę utkałem a gdy był gotowy ramiona otwarłem wysoko do nieba bo anioła miłością zawołać potrzeba zapomniała o jednym zakochana głowa anioł serce mi porwie i w swej piersi schowa lecz mój anioł kwiaty jaśminu w puste miejsce wkłada teraz moim życiem tylko anioł włada ***** tylko Cię kocham i nie wiem czy to nazbyt wiele mój jaśminowy aniele ***** zmieniłaś każdą chwilę w czekanie w myśl o tobie zmieniłaś mnie w pożądanie Modlitwa pomodlę się do Pana niebiosa są Jego i wszystkie anioły nawet mój jaśminowy największą niebios ozdobą, pomodlę się do Pana o wybaczenie Go poproszę, i może Pan przebaczyć mi zdoła, że skradłem Mu , najpiękniejszego Anioła! Łzy anioła czekałem na wiosnę długo i cierpliwie na żarliwe lato ostatnie szczęśliwe rozkwitły jaśminy i wonne akacje Syriusz mnie uwodzi wreszcie są wakacje białym słodkim kwieciem powietrze pachniało wszędzie czułem miłość jakby tego mało poznałem anioła co mieszka w jaśminie swoim pięknem wabi a urodą słynie więc by anioł zechciał dać mi swoją duszę nieziemską miłością oczy jego kuszę serce mu oddaję dobroć co mam w sobie obiecuję miłość póki spocznę w grobie anioł w końcu ukląkł dotknął mego ciała ach jak było cudnie jakże ziemia drżała krótko gości szczęście nic by się nie stało gdyby moje serce więcej nie krzyczało narwałem bukietów by zwabić anioła a on smutno patrzy i o litość woła gałązki jaśminu płaczą i szlochają kremowymi łzami bezgłośnie spadają wolność mu zabrałem to co najważniejsze co w anielskim życiu cenne najcenniejsze i czy dacie wiarę czy w to uwierzycie łamiąc kruchy jaśmin złamałem mu życie Dla Lisa co przechytrzył kostuchę Sercem zaglądam w twoje piękne oczy odnajdę tam wszystko widok jest uroczy cichość jakieś nabożne skupienie mroczne zagadki twoje milczenie mgliste muślinowe wschody i najpiękniejsze zachody świat tajemniczy świat wspaniały są tam kamienie co kiedyś płakały chociaż tak tego strzeżesz i pilnie ukrywasz wiem żeś z niebios istota prawdziwa ja to już zgadłem wreszcie pojąłem że ty tam wtedy byłaś mym aniołem łez użyczyłaś wlałaś oczom suchym dźwięku łkającego moim uszom głuchym a ja bez tchnienia na niebieskiej stronie prosiłem anioła by mi zrosił skronie żyć mi teraz łatwiej z twoim słonym darem zatwardziałe serce wzruszeniem pęcznieje smutna dotąd dusza przez łzy się śmieje Miłość. _________________________ ach cudowna miłości! co czerwonymi językami pożądania namiętnie liżesz nagie bezwstydzenie żarem napełniasz dusze serca zamieniając w żywe pochodnie cudowna miłości! życiodajne uczucie płonące wiecznym a jeśli masz szczęście stajesz się satelitą największego miłosnego układu miłości moja! ogniem wabisz nas swym blaskiem ciepłem odrodziłaś się w moim sercu i to co było już szarym prochem rutyny na nowo tętni wskrzeszonym pragnieniem rozpościerasz dumnie ogniste skrzydła Fenixem jesteś gorejącym czy teraz wiesz czym ja jestem? czymże byłbym bez ciebie? garścią popiołu! Sosna skarżyła się raz sosna sośnie Boże tak ciężko mi się rośnie w pałąk skręcony jestem zgięta czuję jak pachnie polna mięta rankiem rzęsistą rosą płaczę słońca już chyba nie zobaczę nie smuć się siostro kochana żeś upadła na sękate kolana ja choć do nieba wyprężam szyję lecz długo też już nie pożyję bo gdy drwal moje myśli zgadnie sztywną kłodą na ziemię upadnę wtedy ty choć do ziemi pochylona zobaczysz jak żywota dokonam za dążenie ku słońcu ku wolności oddam duszę nie wyrzeknę się miłości! Zakwitasz w mym... zakwitasz w mym sercu tak niespodziewanie czekam codziennie od rana w snach na spotkania przybiegasz czekam na ciebie co wieczór z nieba mi spadasz jak anioł czekam na niebiosa z miłością nieśmiało rękę wyciągasz Boże aby na wieczność całą Czekanie ach ta niepewność ach to serca drżenie modliłem się co ranka o takie omdlenie ***** ech serduszko ! gdyby cię wziąć przytulić ogrzać się twym ciepłem czy mnie nie uderzysz? bo przecież bijesz nieustannie Miłość przyjdź do mnie rano tak bardzo cię proszę cichutko pocałuj uśmiechem się przytul snu mgiełką mi pościel nie poskąp czułości tak bardzo cię proszę o szczodra miłości W każdej chwili... w każdym płomieniu mam oczy w każdej studni szeptanie w każdym oknie tęsknotę w każdym niebie bujanie każdym dniem żegluję każdej nocy zazdroszczę każdym gestem czaruję każdym słowem się goszczę w każdej chwili brakuje mi ciebie ***** w słońcu me serce dojrzało w kołysaniu gałązek zielonych w pieszczocie listków drżących w wieczornym zapachu sosen i w twoim uśmiechu Bankructwo zwątpić nareszcie nie dręczyć się kompleksowym dostarczaniem spranych uczuć hodowanych w cieplarni własnego serca koniec inspektów kiełkujących rozczarowaniem pachnących pnącym groszkiem zapuszkowanym z etykietą przesadzone dość wysprzedaży starzyzny garażowanej pod chmurką skąpo odzianą bezwstydną nadzieją. wystarczy może tchórzliwych odważeń na wadze migdałowych marzeń już wszystko sprzedałeś zbankrutowałeś Ćma w moim świecie pożądań zjawiasz się zawsze aktem piękna czasem z tego aktu ćma wyleci kuszona blaskiem płomienia przytula się skrzydłami i miłość płonie ofiarę przyjmując z zagadkowym uśmiechem migotliwego trwania Tak z nią bywa z miłością bywa różnie przeważnie jest podłużnie wieczory długie ciche szeptanie i czekanie czekanie czekanie... a nieraz jest za szybko niecierpliwie wręcz niebezpiecznie wtedy z miłością jest poprzecznie często też w kratkę bywa i miłość się rozmywa smutek rozkrokiem staje rozpacz karty rozdaje a czasem nie wiadomo z jakiej przyczyny zakochane są wszystkie dziewczyny i właściwie nie jest ważne w kratkę podłużnie czy poprzecznie byle ona w tobie była wiecznie ***** znów mi nie chcesz wierzyć że miłość tu była śmiejesz się tylko i potrząsasz głową a miłość tu przyszła nikt nie wie o której znienacka przybyła jakże uporczywa wszystko mi zabrała swoją hojną ręką jestem na wpółżywy szalony szczęśliwy tłucze się me serce wali i łomocze zabierz też mi duszę jeszcze ją poproszę ***** niebezpieczny to taniec gdy zazdrość prowadzi namiętność w tangu partnera uwodzi a ślepa miłość ckliwie przygrywa gdy tak ufnie kołyszesz biodrami rutyna krok myli po kroku z nadzieją czekasz łaknąc nowych rytmów wtem: może odbijany ***** skołatane serce ma za wielkie oczy strachu skołatane serce ufność zatraciło ratuj skołatane serce słoną falą myte zmyte skołatane serce bliznami poszyte zryte skołatane serce w smutku ledwo bije żyje! przytul mnie kochany! krzywd już nie naprawiaj miłością mnie ogrzej tylko nie rań proszę kłamstwa już nie zniosę Czas sekundy najmniejsze kuzynki pośpiechu szybciutko biegną na spotkanie co do minuty cennej z godzinami namysłu co nieraz się wloką dzień za dniem w rok się składając a ja tu patrzę i oczom nie wierzę lata po drodze już mi uciekły zaśmiej się z tego bo wieczność jest twoja gdy kochasz i jesteś kochanym Droga w ramionach zamkniętych na cztery spusty bo noc samotna i zimna bezchmurny skrawek miłości się wdziera promieniem odbitym od lustra twych pragnień budzi z uśpienia skrywane uczucia świt wstaje purpurą do duszy się tuli siadasz przy oknie ufając przyszłości uśmiechem cieniutko smarujesz codzienność żądza namiętnie wrzątku dolewa marzenia w ukropie się kąpią śniadanie gotowe na upalną drogę już czekam Obiecałaś obiecałaś; kilka słów napiszę więc siadam przy oknie czekam wpatruję się w ciszę skrzą się twoje listy spadające z nieba tak bardzo ich pragnę tak mi ich potrzeba ręce już wyciągam chciwy na twe słowa nieme białe płatki cały w nich utonę i nim skończę czytać łez mam, pełne dłonie List napisz do mnie list cały z zapachem twoich słów przyślij wdzięczną myśl dwa szybujące skrzydła jeden promień słońca z oczu przymkniętych pocałunek ustom odbierz przecież ci go zwrócę, po stokroć świtami obłokami marzeniami Cisza Tak, śniłem. Spokój mojej duszy. Letarg niebieski piłem. Śniłem. Spadały moje gwiazdy, w zamknięte powieki. Leżały wszędzie, byłem w niebie. Śniłem. Ciszą się ocknąłem, milczeniem zbudziłem. Milczenie chcę przerwać milczenie wbiło się ością drzazgą uwięzło pięścią słów zaciśniętych gardło zamyka chcę przerwać milczenie nie potrzebna mi cisza białego papieru wstęga bez słów przyklejona na twych ustach chcę przerwać milczenie nawet nie krzykiem nie modlitwą nie prośbą żadnym zaklęciem chcę przerwać milczenie twoim szeptem i powtarzać za tobą jak mantrę kocham... Cisza wciąż ma ten kolor ciszo brzemienna co nie zrodzisz słowa ni dźwięku ciszo bolesna myśli moich udręko jesteś głucha ciszo na moje prośby milczysz czekając na swoje zgładzenie przemiń już zabita jednym ledwo wyszeptanym słowem ***** nie chcę nic wymuszać chcę twojej tęsknoty się napić rozstania żalem otulić szyję tak mocno by poczuć twój oddech usta nie krzyczą tylko wtedy... ty wiesz... Dla ciebie jesienna miłość w twoich oczach skryta jesienna miłość co o nic nie pyta rumieńcem czerwonym na drzewach przysiadła nabrzmiałym żołędziem na ziemię upadła pożądliwie zerka na pożółkłe liście na winogron czerwonych ociężałe kiście ustom rozchylonym zsyła całowanie namiętności słodkie tak czekałem na nie! ***** ciągle jeszcze jesteś we mnie i tylko się boję że może kiedyś spadnie milczący kamień w głaz mnie zmieni póki nie pęknę skruszeję i rozsypię swoje ziarna do ostatniej chwili... Tęsknoty. _____________________________ ***** składam drobne tęsknoty duszę zachęcam ona też mnie zachęca moje codzienne małe tęsknoty reszty wydane z niespełnionych miłości jeszcze czułością pobrzękują jeszcze uczuciem są ciepłe serca ostatnie grosiki tak bardzo mi ciążą każdym krokiem kieszenie wypchane po brzegi tęsknoty tęsknoty tęsknoty chcę je już zmienić w szeleszczące kolorowe papiery w pożądania pachnące banknoty Jestem chory jestem chory proszę ostrożnie pukać cichutko trzy razy czekam niecierpliwie na odwiedziny nawet w nie wyznaczonych porach kompoty z wekowanych różowych czułości i rosołek z puszczonym oczkiem, pichcony pośpiesznie gorejącym sercem mile widziany czekam na wpółżywy stan jest poważny okrycie ochronne jest niekonieczne powiedziałbym zbędne z butami też proszę nie pchać się w moje życie boso proszę bez ostróg nie tupiąc bez powodu ostrożnie jestem chory zarażam tylko niewinną miłością Poranna wizyta pyta mnie pani, jak się dzisiaj czuję a mnie śliczna doktorko serce pęka po raz wtóry jak cmentarne stare mury bo mój anioł daleko odleciał bo już na nikogo nie czekam bo złudzenia całe obdarte bo uczucia piękne a martwe bo me serce już niczyje czy ja chociaż jeszcze żyję ach śliczna doktorko po co mnie ratujesz już się chyba lepiej w życiu nie poczuję bo tego lekarstwa nie zna twa apteka moje chore serce wciąż anioła czeka Rozstanie gdy wszystko mi dasz i wszystko zabierzesz nogi stalowe lękiem do gliny przywrą pod tym ciężarem co był a ciążyć zaczął gdy zniknął ręce mozołem tułaczym opadną na kamień milczenia gładząc go by szeptał wtedy na strzępy rozerwę ciszę i siebie gwiazdom zostawię swoje oczy byś mnie pamiętała przecież kiedyś musisz unieść wzrok by mnie spotkać ****** moja nadzieja zakochała się w smutku muszę przerwać ten romans bo zimą łzy szczypią najbardziej spływając po twarzy zamiar mam taki zamiar ukraść trochę morza słonej bryzy bursztynu miodowego nazbierać a potem zimowymi wieczorami wszystko to wspominać w ciepłym kąciku serca ręce grzać i czekać wiosny! Przedzimie w moim ogrodzie płoną wciąż liście kapią jesienią kapią pod nogi pełno tu wszędzie tej ciszy mglistej spokój zaczyna swój żywot błogi po raz ostatni patrzę z nadzieją dżdżystej jesieni dziś nie gotowy co też te wiatry jeszcze przywieją czy zdąży z życiem kwiatek zimowy drżące od chłodu dzikie pragnienie na przekór aurze gdzieś kiełkujące w miłość jesienną chętnie zamienię by serce zimą mieć gorejące! ze względu na wiosnę mała modyfikacja: Przedwiośnie w moim ogrodzie płoną wciąż liście kapią jesienią, kapią pod nogi pełno tu wszędzie tej ciszy mglistej spokój zaczyna swój żywot błogi po raz ostatni patrzę z nadzieją dżdżystej jesieni, dziś nie gotowy co też te wiatry jeszcze przywieją czy zdąży z życiem kwiatek zimowy drżące od chłodu dzikie pragnienie na przekór aurze, gdzieś kiełkujące w miłość wiosenną chętnie zamienię serce po zimie znów mam gorące Zdarzyć się wszystko może serca co z żalu pękają krzywdy co ofiar szukają tętent oszalałych koni namiętny dotyk dłoni niebo co spada na głowę wyznanie co odbiera mowę codzienna szara troska dopust czasem kara boska wszystko zdarzyć się może boś wszechwładny mój Boże o jedno tylko proszę Cię Panie samotność samotną niech już zostanie [/list:u] Gdzie się pali książki, dojdzie w końcu do palenia ludzi. Słowa wypowiedziane na zakończenie zjazdu studenckiego w Wartburgu w 1817 roku w związku ze spaleniem na stosie książek uznanych za niezgodne z duchem niemieckim. Heinrich Heine |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Wiadomości w tym wątku |
fenixferrum - fenixferrum - 2009-01-06 10:57:37
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości