Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Łamanie reguł
2008-01-27, 20:42:51
Post: #1
Łamanie reguł
[list]

Historia, którą chcę opowiedzieć jest prawdziwa.
Może nie każdy uwierzy w jej autentyczność. Dotyka, bowiem, rzeczy i doznań niesprawdzalnych, mistycznych, z pogranicza światów, jednak ręczę o prawdziwości tych wydarzeń.
Do tej pory doświadczam obecności Sprzymierzeńca.

Wchodziłem między ludzi zmęczonych trwaniem, niepewnych, chorych, ale przede wszystkim żyjących.
Każdy z nich przywitał mnie wzrokiem, szacując, jakie mogę mieć szanse.
Byłem najmłodszy, ale to wcale nie dawało mi przewagi. Patrzyli, a ja kolejno mijałem ich twarze. Z nimi miałem spędzić najbliższy czas.
Wiedzieliśmy, że mamy wspólnego wroga.Tutaj jednak, nikt nie śmiał wypowiadać jego imienia. Najgorsza była świadomość, że przeciwnik przegrywa bitwy, ale nigdy nikomu nie udało się go pokonać. To on zawsze ostatni stawiał kropkę.
Było jeszcze coś, w pojedynku obowiązywała żelazna zasada: WALCZYSZ SAM!
To zmniejszało szanse każdego z nas. Postanowiłem zmienić reguły.

Od początku zaintrygowała mnie twarz kolosa. Gdyby komuś kazano określić płeć, patrząc jedynie na jego twarz, miałby nie lada problem. Cechy męskie i kobiece wymieszały się z wiekiem i teraz kpiły sobie z obserwatora. Mała głowa z pióropuszem gęstych, siwych włosów, nastroszonych jak ogon tokującego ptaka, jako żywo przypominała indiańskiego wodza. Tylko nos nie pasował. Nie był orli i ostry, ale płaski, szeroki u nasady , razem z małymi, wąskimi ustami powinien należeć do Eskimosa. Jabłkowate, szerokie kości policzkowe i niskie żółtawe, pomarszczone czoło, to wszystko razem, dawało obraz kogoś z północy. Już gdzieś widziałem taką twarz. Szperałem natrętnie w pamięci, aby ją przywołać, jednak bezskutecznie.
Wtedy właśnie spojrzał. Jako jedyny przywitał mnie uśmiechem, takim wątłym, nieśmiałym uśmieszkiem.
Zrozumiałem, że to mój Sprzymierzeniec.
Podałem rękę na przywitanie. Moja dłoń wniknęła w potężną, kościstą łapę. Pamiętam, że zaskoczyło mnie jej zimno.
- Jestem, Naj - wyszeptał.
- A ja Kerim - odparłem zmienionym głosem.
W jego oczach mignęły przyczajone, trwożliwe pytania.
Kim, tak naprawdę jesteś Kerimie?
Czy mi pomożesz?
Czy nie odstrasza cię widok moich przeciekających nóg?
Odwróciłem twarz. Nie mogłem pozwolić, by przywitał go mój smutek.
Jestem - zacząłem niepewnie,
jestem - ach powiem mu, że jestem alchemikiem i zadowolony ze swojego sprytu, powiedziałem:
Jestem tu, by Ci pomóc a może i sobie.
Był tak samo zaskoczony, jak ja.
- Pomóc - powtórzył echem, upewniając mnie, że wypowiedziałem te słowa.
Teraz Naj opuścił głowę. Wiedziałem, co chciał ukryć. Jego niewiara spadła bezgłośnie i potoczyła się pod moje stopy. Zdradziła tym samym tajemnicę pośpiesznie pochylonej głowy.
- Jak długo tu jesteś? - spytałem.
- Ile pojedynków stoczyłeś? - W swoim pytaniu, znalazłem już odpowiedź.
Spojrzał na mnie. Jakże był zmęczony! Ruchem oczu, poprosił o podanie wody. Wypił ledwie kilka łyczków. Widziałem jak walczył ze swoim pragnieniem.
- Napij się jeszcze trochę - dodałem. Słyszałem przecież jego bezgłośne, spękane usta, szepczące: jeszcze, jeszcze, jeszcze...
- Nie, to nie jest dobre dla mnie.
Wszystko wyjaśniło się następnego dnia.
Rankiem wkroczył Biały Orszak.
O dziwo - najmniejszy z przybyłych okazał się Wielkim Magiem. Jak na jego rolę przystało miał przenikliwe oczy i badawczy wzrok. Zatrzymał się przy Naju.
- Stajesz do pojedynku, ale pamiętaj: nie wolno ci już pić, sam widzisz,
twoje nogi przeciekają coraz bardziej, a to zły znak.
Szanse maleją również.

Jeden z asystentów Maga podszedł do Naja. Zadarł koszulę na jego plecach. Kciukiem naciskał skórę. Widać było, że wkłada w to sporo siły. Wszystko razem, wyglądało na jakiś tajemniczy obrzęd. Raptownie cofnął rękę. Ujrzeliśmy wyraźnie odciśnięty palec. Wgłębienie na ogromnych plecach pozostawało już dłuższy czas. Przypominało ślad pozostawiony w mokrej, grząskiej glinie. Z przerażeniem spostrzegłem, że ów ślad był na wysokości serca.
Naj nie mógł dobrze oszacować wysokości, ale wiedział. Był zupełnie załamany, bezgranicznie przybity.
Tego dnia podszedłem do niego. Zebrawszy cały rozproszony optymizm i resztki nadziei poukrywanej w ciemnych zakamarkach, powiedziałem:
- nie pij już wody, napij się napoju wspomnień, to ci pomoże,
musisz uwierzyć,
- proszę cię nie zostawiaj mnie tu samego,
- pamiętasz, dawałeś już sobie radę w takich chwilach,
uwierz, że wygrasz, proszę cię.

Wieczorem przybiegł ktoś ze świty Maga. Był bardzo młody i bardzo przejęty odpowiedzialnością za losy wielkoluda. Długo i dokładnie sprawdzał czy Naj jest należycie przygotowany.
-Zebrałeś siły, to dobrze, to bardzo dobrze - ton pochwały zapachniał żywicznym aromatem. Naj skwitował to promieniem, jaskrawą błyskawicą. Piękna była to chwila, cudowna. Jego oczy znów błyszczały odzyskawszy wiarę. Asystent wyszedł, widać było, że i on był zadowolony.

Rankiem ruszyliśmy z moim kompanem do łaźni. Obiecałem, że go umyję i podetnę długie włosy. Podczas toalety, okazało się, że ledwo sięgałem mu do ramion, chociaż nie należę do zbyt niskich. Przy okazji wymieniłem worek, w którym zbierało się to, co nie zdążyło wysączyć się z jego nóg. Nowy świeży strój, uczesane włosy i kąpiel, wyraźnie poprawiły, mu humor.
Tego dnia usnął i widać było, że wreszcie odpoczywa, zobaczyć można było coś jeszcze... spokój rozpięty na jego śpiącej twarzy.

Napój wspomnień, jaki mu przygotowałem, a który tak łapczywie wypił, teraz wzmacniał jego witalność. Zerkałem na mojego druha. Oddychał równo i miarowo.

Zapomniałem tylko, że o tej porze odwiedzał nas Kapłan Naszej Wiary. Przynosił ze sobą Sacrum, które dawało otuchę, pocieszenie, podnosiło z klęczek.
Kapłan widząc śpiącego Naja zamierzał wyjść cichaczem, gdy prawie wpadliśmy sobie w ramiona, pchnięci niewidzialną ręką. Byłem tak zaskoczony tym nagłym zajściem, że nie uczyniłem gestu odmowy. Dobrze wiedziałem, że nie powinienem dostąpić Sacrum, bo nie byłem czysty. Przygnieciony zaskoczeniem i jakąś ogromna siłą, klęknąłem a Kapłan dokończył dzieła.
Wieczorem Naj zrobił się wyraźnie mniejszy. Jego nabrzmiałe nogi przestały przeciekać. Oczy dalej połyskiwały natchnione nadzieją.
- Wiesz Kerim - mówił półszeptem
- ty też uwierz w siebie, jesteś dobrym człowiekiem.
Zaprzeczyłem ruchem głowy, on jednak ze spokojem dodał:
- nikt nie jest do reszty zły, ani całkowicie dobry.
Jesteś dobrym człowiekiem, pamiętaj o tym!

Postanowiłem, że i ja napiję się napoju wspomnień. We śnie przyszedł do mnie człowiek łudząco podobny do Naja. Był tylko jakby młodszy, szczuplejszy.
- Karim - rzekł, a więc znał mnie
- oddaję ci swój oręż. Weź i nie pytaj o nic.
Byłem zaskoczony, nie tym, że pozbywał się rzeczy potrzebnych w walce, lecz faktem, że go rozpoznałem i byłem pewien. To był mój Sprzymierzeniec! Wiedziałem teraz, że mój pojedynek będzie zwycięski. Nie walczyłem już sam!

Nad ranem obudził mnie hałas. Widziałem pośpiesznie biegające sylwetki.
- Mój Sprzymierzeniec toczył ostatnią bitwę. Spojrzałem na jego zwalistą sylwetkę.
Głośnym westchnieniem podkreślił swoje odejście i martwą ciszę, która nagle nastała.
Nie mogłem się opanować. Bałem się tylko, że wybuchnę głośnym szlochem. Z całych sił przywarłem do poduszki.


Długo później, Kapłan powiedział mi, że to może być świętokradztwo.
- Nakazał mi powtórne przygotowanie do dostąpienia Sacrum.
Więc przygotowałem się sumiennie. Poczułem jak Sacrum nabiera swojej zbawczej mocy. Wraz z modlitwą ofiarowałem, to, co nie było moją własnością , a jedynie posiadałem dzięki przypadkowi.
Ofiarowałem To za mojego Przyjaciela.
Tyle tylko mogłem jeszcze uczynić w zamian za Jego obecność...


REGUŁY ZOSTAŁY ZŁAMANE![/list:u]

Gdzie się pali książki, dojdzie w końcu do palenia ludzi.
Słowa wypowiedziane na zakończenie zjazdu studenckiego w Wartburgu w 1817 roku w związku ze spaleniem na stosie książek uznanych za niezgodne z duchem niemieckim.
Heinrich Heine
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
Łamanie reguł - fenixferrum - 2008-01-27 20:42:51



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości

Kontakt: dotykiemwiatru @ go away spambots grd.pl | albo: grd @ go away spambots gazeta.pl | | Wróć do góry | Wróć do forów | Wersja bez grafiki | RSS