RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA
|
2009-05-01, 17:41:27
Post: #3
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA
|
|||
|
|||
STRACONE ZŁUDZENIA
Paryska wycieczka Lucjana, jest podróżą Balzaka; Balzak jest nim, lecz nie ze względu na brzoskwiniową urodę i minimalny talent, ale - ze względu na nadzieję związaną z Paryżem; w odróżnieniu od Lucjana, Honoriusz nie należał do psychicznych ułomków. Pretensje do wzniosłego samopoczucia z łatwością można było zaspokoić. Starczyło sprawować się na medal, mieć okolicznościowe, myślące wejrzenie polakierowane przenikliwością, odprasowany przyodziewek, głowę w niebytach, zaświatach i mgle, bywać w salonie, w którym, na stanowisku wyroczni i bezdyskusyjnej Muzy, zasiadała czcigodna pani Maria Luiza Anais de Bargeton z d o m u de Nè-grepelisse, starczało konwulsyjnie trzymać się jej łapki, wnikliwie wzdychać do jej zwiotczałych wdzięków, mieć omdlałą minę podczas czytania wierszy o sielskim życiu usłanym sonetami ze stokrotek, być w niej od stóp do głów nieszczęśliwie zakochanym. W zacisznym grajdole Francji, w zapyziałej mieścinie Angoul?me, tak, natomiast w Paryżu nie; wyprawa Lucjana Chardon de Rubempré, bezkrytycznego wieszcza z umysłowych nizin, Wielkiego Nieudacznika Z Prowincji, Pierwszego Wybitnego Wśród Miernych, należącego do kategorii ludzi słabych, a chciwych, o miłym sercu, a nikczemnym charakterze , synka pigularza, Lucjana Chardon, rozpieszczonego przez matkę i siostrę, poety nadaremnie pchającego się na herbowe pokoje z lokajami, była zapowiedzią gruntownych zmian streszczających się w słowie nareszcie. Nareszcie zostanie zauważona jego wielkość, wreszcie znajdzie się na dobrze urodzonym miejscu i jego zdolności zostaną docenione zgodnie z ich rozmiarem. Lecz w mieście stołecznym, w mieście po wielokroć przewyższającym zaściankowe śmiesznostki, wśród dywizjonów elokwentnych pieczeniarzy, wpisowe za zadawanie szyku, stawało się zbyt wysokie dla ludzi pokroju Lucjana; ginęli zagryzieni przez tłum sobie podobnych, a tęsknota za powodzeniem umniejszała im niedawne skrupuły, stawała się ich nawykiem (w szczerej rozmowie z Lucjanem Chardon, Stefan Lusteau, dziennikarzyna z gatunku sprzedajnych z rozsądku, wyznaje: "sumienie, mój drogi, to kij, który każdy bierze, aby nim grzmocić sąsiada, ale którym nigdy nie posługuje się dla siebie". Życie prowadzone na cynowej zastawie, zamiast na porcelanowych talerzach, wymagało poświęceń, kompromisów, ustępstw, powolnego, lecz nieuchronnego wycofywania się, ewolucyjnej rezygnacji z poprzednio wyznawanych ideałów. Nie sprzyjało wątłym naturom: rzuceni na głęboką wodę paryskiego bajora, nie byli w stanie utrzymać się na jego powierzchni, a co dopiero pływać w nim pod prąd. Felicjan Vernon, żurnalista o fagasowskich przekonaniach, w domu jest abnegatem; poza domem żyje w denerwującym, sybaryckim niechlujstwie, a na gościnnych występach zrzuca z siebie maseczkę niedomytego łachmyty i zaczyna stroić grymasy zawodowego szczęściarza. W zależności od okoliczności albo jest w posępnym nastroju, albo udaje człowieka szczęśliwego z kretesem: dobry ton nakazuje mu sprawianie wrażenia człowieka raptem odklejonego od roboty, człowieka bez przerwy zajętego wytchnieniem. Paryż, sierociniec szczęśliwości, podziemna oranżeria złudzeń, okazał się lęgowiskiem sceptycznych poglądów. Napuszony klimat spleciony z chłodnym rejestrowaniem ludzkich zachowań, uzależniony od miejsca rozgrywanej akcji, od ich smaku i obyczajów narzuconych przez egzystencję, wyznaczał ludziom dualistyczną rolę w społeczeństwie. Na wstępie, zanim nauczyli się redukować swoje potrzeby i zachcianki, nim zadowolili się lada ustronną kanciapą, tudzież skromnym jedzeniem za Bóg zapłać, nieraz przyszło im złorzeczyć na topniejące zapasy wiktuałów przywiezionych z domu i żałować nazbyt pochopnej decyzji o podboju stolicy. Zasiedziali wyżeracze paryscy wykorzystywali naiwność tych natur starając się wycisnąć z nich wszystkie pozostałe soki uczciwości i obrócić je na swój pożytek: wiedzieli, że głodny, obdarty, zaniedbany przychodzień z dalekiego departamentu, prędzej zgodzi się na niezaszczytne porozumienie i prędzej zawrze pakt z szatanem, aniżeli -syty. W ten sposób rozmnażały się kadry szubrawców o gołębim sercu, duchowi zdechlacy godzili się na paradowanie w obroży z luksusowych mrzonek, stawali się moralnymi brzuchomówcami, wtykali własne zapatrywania do pustej kieszeni i tracili energię na rozsiewanie dwulicowych uśmiechów, a ich obecny rozum dostosowany był do aktualnej akceptacji otoczenia). Lucjan, podobnie jak Balzak, jest człowiekiem o dyskusyjnym szlachectwie. Jak Balzak, ma nieprzyjemność zaznajomienia się z dziennikarskimi kurtyzanami. Jak Balzak, samotny i nie znany, gnieździ się w obskurnym i nieprzytulnym pokoiku, jada w knajpie u Flicoteauxa i odkrywa, że w świecie, wcale nie tak uduchowionym, jak sądził, w świecie, do którego nie może się dostać, w świecie przekręconych intencji i fałszywych luster, w wyśnionym Paryżu, w tym kamiennym rezerwacie szczęśliwości dla cwaniaków, w miejscu pojedynków na szyderstwa, imputacje i kpiny, rządzą te same prawa co tam, skąd uciekł, że nie ma różnicy między zaściankiem z umysłowej nędzy, a szykowną nędzą umysłów wielkomiejskiej burżuazji, gdyż jedyną różnicą między nimi jest skala, proporcja. Tak Honoriusz, jak Lucjan, nieświadomi czekających na ich zagrożeń, przybywali tu razem z tysiącami innych myśląc, że są jedynymi, których spotka kariera, jedynymi wybranymi w tym ludzkim zlewisku dążeń, podczas gdy już wkrótce przekonać się mieli, że stworzyli sobie nieistniejący obraz świata, że nie ma w nim miejsca na sławę i zaszczyty poparte rzeczywistymi umiejętnościami, że o człowieku świadczą nie zawartość mózgu, ale pozerstwo, emblemat, nazwisko, że o tym, kim się jest i co się sobą rzeczywiście przedstawia, decyduje zawartość sakiewki, że można być pokazowym bałwanem, byleby się miało odpowiednie apanaże, koneksje i lada jakie szlachectwo. Niestrudzony marzyciel, Honoriusz, koneksje miał bajecznie złe, a szlachectwo - doszczętnie wątpliwe, pozostawała mu więc tylko harówka; tworzy powieść podszytą własną biografią, powieść o roztrwonionych umiejętnościach i wyśrubowanych nadziejach; historię upiększoną o miłosny wątek Lucjana przyczepionego do smętnej Koralii. c.d.n. Bajki są bajkami dlatego, że zwycięża w nich DOBRO. Odwrotnie, niż w rzeczywistości paradującej w nas w bardzo nieseksownych gaciach. |
|||
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Wiadomości w tym wątku |
RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA - Owsianko - 2009-05-01, 14:30:15
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA - Owsianko - 2009-05-01, 16:36:53
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA - Owsianko - 2009-05-01 17:41:27
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA - Owsianko - 2009-05-02, 10:39:59
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA - Owsianko - 2009-05-02, 10:40:39
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA - Owsianko - 2009-05-02, 12:15:59
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA - Owsianko - 2009-05-02, 13:18:42
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości