Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA
2009-05-02, 13:18:42
Post: #7
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA
EPILOG


Balzak poznaje w Paryżu mechanizmy ukuwania wiadomości; czynienia dowodów z przypuszczeń i prawdy z fikcji. Poznaje sforę mędrców usługowych, uczonych niedouków o gibkich światopoglądach, sforę recenzentów gnojących arcydzieła, wynoszących pod niebo fabularną tandetę, frazesowych erudytów piszących dla chleba, dla utrzymania się w dziennikarskim zaprzęgu, ze świętym oburzeniem donoszących o wyczynach króla czy księcia po to, by, obsmarowawszy go w jednym szmatławcu, te same wyczyny pochwalić w innym, równie przekupnym, lecz należącym do przeciwnego stronnictwa.

Świat poza jego twórczością jest nieatrakcyjny. Ten, w którym tkwi, skonstruowany jest z namiętności. Proste, niemal prostackie otoczenie codziennych spostrzeżeń, przekształca przez swój filtr. Biografia jego utkana jest z nieprzewidzianych, zaskakujących sromot, katastrof i klęsk. Dyktatorzy giełdy w rodzaju barona de Nucingen, Ponsy i Bietki z kolekcji ubogich krewnych, to żyjące wśród nas typy, typy przecież nie wolne od wad, słabostek, ciągotek. Jest mu wśród nich lepiej, niż zwykłym śmiertelnikom, ponieważ są uzasadnieniem jego kompleksów i pechów.

Stworzeni przez niego bohaterzy ugarnirowani są zgodnie ze swoim przeznaczeniem, są tam, gdzie ich zasieje, są albo rachitycznej psychiki, jak Lucjan Chardon [STRACONE ZŁUDZE-NIA ], albo ludźmi czynu, jak Terminator XIX wieku - Vautrine, kryształowy przestępca walczący z przestępcami z fajansu, lub d`Arthez, uosobienie pisarskiej pracowitości, sumienności i odpowiedzialności, życzeniowy autoportret Balzaka. Są postaciami pochodzącymi z jego snów o karierze i bogactwie. Służą mu do życia w rzeczywistej iluzji. Jednakże to jego świat, świat "Ludzkiej Komedii"; panoptikum nieprzerwanych obsesji, szelmowska kraina Pana Mamony, w której "gardzi się człowiekiem, nie gardzi się jego pieniędzmi" [STRACONE ZŁUDZENIA], to dżungla synekur i niezapłaconych długów, stronnictw i frakcji, panorama rejentów, szpicli z "personelu" Corentina, to świat utkany z depozytariuszy i komisantów losu, świat wytartych wiarusów Cesarstwa, spadków, rent, procentów od sta i chudych łajdaków zastępowanych grubymi przecherami,nieustannych krucjat przeciwko frajerom, to wymarzona, lecz odrealniona jaskinia dudków z Biesiady, psychologiczne studium infantylnej miłości Estery, ślicznawej aktorki odrąbanej od autentycznego życia, to enklawa nie zrealizowanych obietnic pułkownika Chabert, emerytowanego rębajły, Stefana Lousteau, dziennikarzyny z gatunku sprzedajnych z rozsądku, Magusa, Gobseca, Samamona, Grandeta, to przygnębiający lunapark uczuciowych niemowlaków, wykwintna gnojówka wypełniona pajacami niezdolnymi do użerania się z własnym przeznaczeniem. Jak mówi ojciec Eugenii Grandet, "życie, to interes".

Alegorie, najeżone trudnościami opisy, nadmierne i często nieuzasadnione odwoływanie się do cudowności, niebiańskości, anielskiej ingerencji ponadnaturalnych sił, te natrętne elementy narracyjne, te skłonności do emfazy, charakteryzowały jego epokę, nas jednak, przywykłych do powściągliwego wyrażania uczuć, do uczuć cyzelowanych na kostyczną i pozbawioną gwałtowności prawdę, prawdę oczyszczoną z przesady, nas, pilnych i akuratnych strażników językowych reguł, stosowane przez niego wtręty - irytują. Baudelaire zachodzi w głowę, jak w pisarzu mogą sąsiadować obok: dusza metafizyka, z duszą liczykrupy.

Choć te dysproporcje mogą razić purystyczne ucho (i raziły poprawnych literatów ze świata Balzaka), bohater jego, oceniany teraz, po latach, nie był figurką pojedynczą, beletrystycznie jednolitą, był natomiast - charakterologiczną generalizacją, gdyż skupiał w sobie wszystkie znane i antycypowane cechy, które charakteryzowały opisywany czas.

Powieściowy Finot, to nie tylko sylwetka jednego dziennikarza lekkich obyczajów, , mentora od siedmiu boleści, lecz produkt, wytwór, emblemat ówczesnej epoki, swoiste spektrum i osobliwa kategoria ludzi z demagogicznej sitwy parweniuszy; Sechard z Cierpień wynalazcy, to nie odkrywca sposobu na dostatnie życie, ale typ, symbol, jej rozpoznawczy znak; Goriot, to nie papcio wplątany w miłosne afery swoich córeczek, tylko ojciec zbiorowy, jego synteza, analiza i konstrukcja [wie, co pisze i my wiemy, co czytamy: wnętrza postaci Balzaka nie zmieniły się, tylko czas odrzucił przebrzmiałe dekoracje. Rozproszyły się w niebytach margrabiny i wymazano z pamięci dawne bale w wywoskowanych salonach, a dżinsy wyparły z istnienia suknie z atłasu. Zmienił się gust, smak, wrażliwość. Po starych szpanach i odwiecznych symbolach zdechł ostatni ślad, ale tak wtedy jak dziś, toczy się żółwia gra o lepsze jutro].

2

Wiktor Hugo zajrzał do niego, lecz choć Honoriusz widział go jeszcze, to już był w swojej komedii. Życie prowadzone wbrew pospolitym oczekiwaniom, cieszyło go więcej, niż to, w którym wymagano, by dreptał pod ich dyktando; śmierć była jego ostatnią walką, ostatnim wyzwaniem Losu na ubitą ziemię, podjętym, lecz przegranym protestem wobec jej rygorów. Pogodzenie się z nią, rezygnacja z uporu wobec jej przyjścia, uznanie jej wyższości nad życiem, ta kapitulancka forma zmysłowej pokory, dla niego, afirmatora woli, dla niego, półkrwi ateusza, była oznaką bojaźni, dowodem poddawania się werdyktom Macochy Natury.

Nie potrafił ulec jej obrządkom. Pojednanie się z nimi, zaniechanie sprzeciwu wobec nich, to rodzaj przymusowego samobójstwa; jego niepokorna egzystencja nie mogła nagle, pod wpływem chwilowej bezsiły, stać się egzystencją akceptującą swoje odrażające przeciwieństwo.

Wprawdzie śmierć jest rezultatem życia, lecz rezultatem usprawiedliwionym przez cierpienie i organiczny bunt, chwilowym triumfem znużonej materii nad wiecznotrwałą psyche, pyrrusowym zwycięstwem biologii nad wyższą rzeczywistością ducha...

W rzeczywistości wyższej niż realna, panował porządek; sprawy ziemskie były doładzone aż do granic jego życzeń i przebiegały po myśli tych, którzy chcieli, by ich nie opuszczał. Życie ponad sobą sprawia jednak, że ziemskie utarczki stają się obojętne; ludzie, te społeczne mikroby opisywane przez niego tyle razy, do cna przewentylowane i na wskroś naszpikowane obserwacjami z jego życia, blakły; wyrozumiale, z pobłażliwym uśmiechem, oddalały się od niego, wiedząc, że już ich nie wskrzesi; ironicznie, zgodnie, ustami Lucjana stwierdzały: "wszystko jest opodatkowane, wszystko się sprzedaje, fabrykuje, nawet powodzenie".

KONIEC

Bajki są bajkami dlatego, że zwycięża w nich DOBRO. Odwrotnie, niż w rzeczywistości paradującej w nas w bardzo nieseksownych gaciach.
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
Re: RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA - Owsianko - 2009-05-02 13:18:42



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości

Kontakt: dotykiemwiatru @ go away spambots grd.pl | albo: grd @ go away spambots gazeta.pl | | Wróć do góry | Wróć do forów | Wersja bez grafiki | RSS