Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej.
O Drugiej Stronie fragment 4 - Wersja do druku

+- Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej. (http://dotykiemwiatru.grd.pl)
+-- Dział: Poetica (/forum-5.html)
+--- Dział: Wiersze rymowane (/forum-14.html)
+--- Wątek: O Drugiej Stronie fragment 4 (/thread-6883.html)



O Drugiej Stronie fragment 4 - Orcio24/7 - 2017-11-13 19:10:34

Mój dziadek z Odynem przy stole w Walhalii,
Z jednej czary wino piją bogowie wspaniali,
Lecz wstali już od stołu i patrzą na Ziemię
I już się szykują by zgładzić barbarzyńskie plemię.
Ten dramat milionów rozegra się jak we śnie,
Nawet Olbrzym Przypadku żelazem swym tnie.
Zwą mnie kochankiem bogów choć popełniałem błędy,
Odprawiłem pokutę i wiem już iść którędy.
Zwykło tak bywać, iż stajemy krok od celu,
Weź tę naukę i zmień to przyjacielu.
Za wnioskiem rady bogów pierwszy szereg zdobimy,
Tam razem z Zaratustrą dymimy święte dymy,
Prócz tego, że zdobimy, udział bierzemy największy,
Ramię w ramię z nami staje sam Przenajświętszy,
Jego duma, Jego oczy, Jego pewny krok,
Osłaniamy druhu Stwórcy prawy lewy bok.
Jedyne draśnięcie jakie otrzymaliśmy w boju,
Było wpływem prowokacji winnego napoju,
Łyknęliśmy z jednej czary i o szybkość spór
Wiedliśmy i tak zbałamucił nas wina dur
I na polu bitwy chcieliśmy się wypróbować,
Postanowiliśmy nawzajem sobie draśnięcie darować,
Jak druh druhowi pamiątkę w formie blizny,
Lecz już nie praktykujemy tej winnej łatwizny,
Bo wina łyk tam ponosi i jak w tańcu sieczesz
I długo ten wpływ działa aż cichy odwieczerz,
Napływa nad arenę nad bitwy pole.
Po niej wojownicy siadają w wielkim kole,
Liczymy poległych i hołd im składamy należyty,
Tchórzy i dezerterów w pył smalą Ifryty.
Za słowem Zaratustry „wielu widzę żołnierzy
Obyż to byli wojownicy” i On spogląda z wieży.
Jego wielka przypowieść to krynica wiedzy,
Mieszka pod nowym niebem – to sąsiad zza miedzy.

Pokój przerywa wiecznej wojny fazy,
Ja w ten czas na poemat znajduję wyrazy,
Maluję porównania, rzeźbię metafory,
Słowa substancją napełniam wersów wory
I handel prowadzę z leśnymi Liktorami,
Wymieniamy się z nimi kruszcami, metalami
I kamienie szlachetne są u nich w cenie
I ciała poległych im słodzą podniebienie,
Tych targów mi z nimi dokonać najciężej,
Ale nigdy naszych poległych zrozumcie wężej,
Tak jak krukom szykujemy ucztę wyśmienitą,
Tak tym leśnym duchom daninę należytą,
Wozimy stałym traktem w las gęsty
I gdy targ dobity ogromne czynią kęsy,
To mroczne aspekty, ale to nie ludzie polegli
Są obłudni, chciwi, zawistni, przebiegli.
Powieść mą jednak zacząłem od tejże Ziemi,
Że bogowie są w gniewie i rozjuszeni
I święta, widząca sprawiedliwość już jest u celu,
Los karty odmienia – to pokuty czas dla wielu,
Przyjacielu bogowie mają dosyć mnie takiego traktowania,
Widzą na mych dłoniach odciski od rozdawania,
Spotykają mnie od innych co dzień krzywdy małe,
Mam świadomość cierpienia pojęcie doskonałe.
Choć nie znają mnie zupełnie to plują w twarz,
Świętą cierpliwość w niebiesiech Ojciec nasz
Stracił i odwet szykuje jak dobrą wojnę,
Stary świat przeminął a wejrzenie spokojne
Jakie nam objawia to świadectwo miłości,
Dłoń ku mnie wyciągnie by mej samotności
Ulżyć, lecz to nie będzie dla mnie kres
Tylko opuści mnie napięcie i odejdzie stres.
Stanę w miejscu właściwym przyniosę przebaczenie
Prawda wypłynie na powierzchnię i na arenie
Się okaże, że jestem najlepszy w Wieczności
To długa i ciężka droga ku niepodległości.
Przeszłości imiona zgasną w obliczu mojego,
Zwać mnie będziecie wśród równych pierwszego.
Jedynie druhowi będę odstępował pierwszeństwa,
On świetne ma pomysły i niebezpieczeństwa
Wszelkie ściera, łamie siłą i honorem
I mój ojciec też jest dla niego wzorem,
Mój wielki tato traktuje go jak swojego,
Jak rodzinę ukochał druha przeszybkiego.
To wyda się śmieszne niedojrzałym do przyjaźni,
Obaj wędrujemy kalejdoskopem wyobraźni,
W najdalsze zakątki do ziemi naszych synów,
Jednym ruchem zmiatamy największych olbrzymów.
Nic nas nie zatrzyma zburzymy każdy mur,
Co noc do naszych drzwi panien puka sznur.
Dziś tych jednak co wylegują się z kobietą
Nazwałbym brzydko, bo leniem i kaleką.
Tworzenie, niszczenie i tworzenie
Pięknie wypełnia się przeznaczenie
I druga strona wzywa słyszę krok legionów,
Widzę tylną straż i flotę galeonów,
Na wieczną wojnę idące w czarnych szatach,
Na wroga w panice przypuszczające atak.
Lecz wprzódy tutaj tej ziemi nadać treść
I to wieszczu piszący w swych wierszach mieść,
Niejeden dom nam jeszcze zbudować trzeba,
Niejedną tęczę namalować ubłękitnić nieba,
Przebaczenia nauczać miłości właściwe dać imię
I mieć tę pewność, że nasz trud nie zaginie,
Że przetrwa przez wieki i swą pieśń zanuci,
Że małoduszni skończą w kajdany zakuci,
Skaza litości, plama żalu i żmija fałszu,
Znikną z chociażby najchciwszego rauszu,
Że tych uczuć nie będzie pod nowym niebem,
Nazwijcie to utopią jej jednej jestem pewien.

104 wersy