Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej.
Trapista w Nowym Jorku - Wersja do druku

+- Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej. (http://dotykiemwiatru.grd.pl)
+-- Dział: Poetica (/forum-5.html)
+--- Dział: Wiersze białe (/forum-15.html)
+--- Wątek: Trapista w Nowym Jorku (/thread-6049.html)



Trapista w Nowym Jorku - ATW - 2016-07-21 07:59:43

Trapista w Nowym Jorku

Musi być stąd jakieś wyjście
z tego wielkiego nieporozumienia
Zbyt duży tu bałagan.

Stugębny hałas sprzedajnej plotki
szczebiot radości udanych zakupów
tej mokszy niedzielnej nowych czasów
tymczasowo wyzwalającej
Mistera Nine to Five
z samsary tygodnia roboczego.

Argusowe spojrzenie setek tysięcy
kamer, czujników, wykrywaczy, automatów
sondaży, ankiet, badań i wskaźników,
stojących na straży
sentymentu konsumentów, nastrojów inwestorów
preferencji klientów, sympatii wyborców.

Mieć charakter i przejmować się duszą?

Jest nas tu wielu, którzy czują, że życie to tylko żart

Oto Ameryka – the melting pot
Oto matryca miast świata,
garniec skarbów dostępnych na wyciągnięcie
karty z debetem
(uiścić można też czekiem)

Orbitujące katedry,
nie mówią już nic,
a ich wyrzutem jest milczenie –
jak bezgłos postaci stojącej
na skrzyżowaniu alei bez patrona
(każda ma swój obozowy numer)
i czujnym wzrokiem odprowadzanej
zza rąbka zasłony, z wysokiego okna
przez Tego, który rozgościł się pewnie
na rogu Piątej i Dziewięćdziesiątej Czwartej,
przywołany drżącą energią tych ulic
i nigdy nieznający niewinności dzieciństwa

(Co zrobiliście z jego oczami? — a miał je
zwyczajnie, po swoim ojcu)

But let’s get back to the point
A zatem jest nasz bohater
(from zero to hero) – owa sylwetka
umarła dla świata, kapturem okryta,
zastygła w zaskoczeniu, konfuzji
(too much confusion)
lub może w wyniosłości swej pokory
w dobitności swego wyciszenia

Więc przestańmy mówić fałszywie,
godzina jest już późna

Just do it!
Skarby z przeceny, promocji i wyprzedaży
piętrzą się jako mury tej twierdzy zmysłów
barykady chroniące
moderate growth i increasing consumption
przed ciemnymi zakusami
ducha i sumienia

You’ve got the power!
Into the fire!


Zdaje się, że to jakaś straszna pomyłka,
choć przecież nie ma przypadków,
więc to jest pustynia, tobie pisana,
nieustanna fatamorgana
góra siedmiopiętrowa, lecz o stu kondygnacjach

Empire State Building, Trump Tower i siostry dwie,
których nie ma tu już z nami.

(Twin a Tin Tin Towers)

Więc to jest pustynia, bo nie ma tu ducha
lecz zmysły gorące, namiętności bezkresne
żarzą się w iluzji wszechmocy człowieka

To maya, którą rozpraszasz, jak ów sen o poranku,
co przed chwilą zdawał się namacalny –
sen jednak nie wraca, zna swoje miejsce,
w przepaści nocy i tylko do jutrzni,
ten zaś jest inny, wciąż nieprzerwany i wszechobecny,

Wyrzucony drzwiami, wraca oknem

I taki on jest – sen amerykański.

Czy to cię dotyka? Does it offend you?
Take it easy.
Jakie uczucia burzą się w sercu
i czy to wszystko jest w stanie
poruszyć instynkty dawno stłumione
wpuścić do środka
ten świat odrzucony?

Fiat voluntas Tua, szepczą wargi drżące
i głęboko wierzysz, że tego kościoła
który masz w sobie
Golden Gate nie przemoże

Wierzysz, lecz nie wiesz, bo przecież –
kto stoi, niech baczy, by

Into the fire – I’m falling
Into the fire, I’m being tempted once more


Więc ty jesteś owym nieproszonym gościem
(osobistość była smukła i chuda, opatulona w całun)
który stoi u zbiegu dwudziestej i dwunastej
choć może inne to liczby
i inne jest miasto
ucieczka z Los Angeles,
Szczęśliwego Nowego Jorku,
A co się zdarzyło w Las Vegas?
(tam umarł Jezus,
ukrzyżowany na Stripie
pomiędzy neonowymi figurami
kowboja i panienki z lizakiem)

Lipsk i coca-cola, Berlin
(Ich bin ein berliner)
Chicago i Dallas, London Calling
chłopcy z Liverpoolu,
Due South i na wschód od Edenu

To samo miasto, jedno jedyne
nad którym ów orzeł zawołał głosem donośnym
Woe, woe!

I gdzie kaznodzieja
(narwaniec, bez cienia wątpliwości)
przepowiadał deszcz w blasku słońca
It’s gonna rain, it’s gonna rain
Steve Reich i Wilhelm Reich,
Karl Marks i bracia Marx,
from Superstar to the Antichrist

Turn on

Z Haight-Ashbury
(te kwiaty we włosach,
nie były świętego Franciszka)
jest tylko krok
do Central Parku, Times Square
i wyspy Manhattan
(idzie się przez ruiny Detroit
i plaże Miami)

Sam Woody Allen obdarzył cię
krótkim spojrzeniem pełnym zadumy,
była w nim nawet nuta sympatii
(choć może kontemplował
radość udanej kolonoskopii)

Mrówki na czterech kołach
ryczące monstra motoryzacji
tłoczą się, a chyba i mnożą
na każdej z tych Himmelstrasse
wiodących do przeciętnego nieba
dostępnego dla przedstawicieli
aspirującej klasy średniej
(płatność rozłożona na raty)

Tune in

Głód pożera sytych mieszkańców
milionowej metropolii
nie samą zdrową żywnością żyje
człowiek z tworzywa najnowszych czasów
potrzeby ducha, choć prywatne, intymne
(nieco wstydliwe)
mają swe miejsce
w piramidzie Maslowa


– Dwa burgery z hatha-jogą
– Doładowanie do medytacji transcendentalnej
– Z której sieci? – Międzygalaktycznej świadomości.

Woe, woe,
Biada, biada, biada
Ron Hubbard (nie) upada
Nie jesteście sami
Jim Jones tańczy z wami

Drop out

Skarga na Gotham City
cicho się rozlega
bo któż może ją wznosić?

Staruszka w kącie kościoła
i chór aniołów bezcielesnych –
jak mogliby wspólnie
zagłuszyć

Sexbomb, sexbomb
I’m a sexbomb, sexbomb


Paciorki różańca wysunęły się
ze zmurszałych dłoni
na zimną posadzkę, a tyś był świadkiem,
jak Eleanor Rigby zmarła w kościele,
ojciec McKenzie odchodząc od grobu,
strzepuje z rąk ziemię i myśli
o przemijaniu i dorastaniu:

to były dobre chłopaki, tutejsze –
kaszkiety, cukierki ślazowe
An English garden
something hidden, something strange
(i te wszystkie szalone psikusy)
czy to ich wina
że są popularniejsi niż Jezus Chrystus?

(Commercial break
…)


I wracamy na antenę –

Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych
którzy nie przyjęli Ewangelii sukcesu
chociaż sam anioł z Miasta Aniołów
głosił ją na cable TV?

Pater, ignosce illis, non enim sciunt quod faciunt

Może w tym mieście jest dziesięciu sprawiedliwych
którzy nie doświadczyli
porwania przez istoty pozaziemskie
i którzy nie dosięgli standardu
posiadania własnego terapeuty?

Ne respícias peccáta nostra,
not on our sins, but on the faith
sed fidem Ecclésiæ tuæ


Zdawało się to
z początku nieporozumieniem
powiedział mnich do dobrego Boga
którzy przychodzi jak złodziej w nocy

Zdawało się to
niewdzięcznym porzuceniem,
lecz na Broadwayu
każdy ma swą rolę
choć nie każdy dostąpi chwały
piętnastu minut sławy

Niech będzie mi wolno
postąpić dalej niż Abraham
Bo jeśli w tym mieście
jest raptem jeden sprawiedliwy?

Ale jest tylko zesłaniec wplątany
w osobliwy zbieg okoliczności
(ktoś musiał się pomylić
w oszklonym wieżowcu
Cosmic Coincidence Control Center
Ltd., Inc.)

Aby wziął to na siebie
aby świadczył, że
stat crux dum volvitur orbis
w świecie bezglutenowej żywności
i opakowań biodegradowalnych

I kiedy pretty woman walking down the street
On przecina jej ścieżki, ale i on jej nie osądza

Don’t give up
‘Cos you don’t have friends


A zatem, gdyby w tym mieście
(w tych jednym i wszystkich)
znalazł się tylko jeden sprawiedliwy?

Non delebo propter

Don’t give up
I know you can make it good



RE: Trapista w Nowym Jorku - tom_70 - 2016-07-21 10:56:12

Nie sposób strawić tej grafomanii.


RE: Trapista w Nowym Jorku - norbertus - 2016-09-23 21:51:14

Trapista i kameduła słów mało tu za dużo.