Przeklęte (ostatnie dwa rozdziały) - Wersja do druku +- Dotykiem Wiatru - forum poezji amatorskiej. (http://dotykiemwiatru.grd.pl) +-- Dział: Nasza Proza (/forum-6.html) +--- Dział: Opowiadania (/forum-29.html) +--- Wątek: Przeklęte (ostatnie dwa rozdziały) (/thread-4749.html) |
Przeklęte (ostatnie dwa rozdziały) - Nimrodel - 2012-09-22 15:05:04 3. Konfrontacja -Witaj Caroline- powiedział Samael swym urzekającym głosem, który tyle lat temu mnie zgubił- jak zwykle ślicznie wyglądasz, nareszcie się spotykamy po latach . Milcząc cofnęłam się parę kroków. Myśl jak zabójca , uspokój serce, kontroluj oddech , skup się, to nie jest ten którego znałaś. Choć przekonywałam siebie jak tylko mogłam ciągle uświadamiałam sobie jaki on jest piękny. Te cudne ,ogniście rude włosy do połowy pleców, smukła figura odziana w czerń, okrutne usta z idealnie zarysowanymi wargami. I te oczy..oczy w które bałam się spojrzeć , aby nie zapomnieć o tym kim naprawdę jest. -Szukałem Cię, obiecałem , że Cię znajdę , a jak pamiętasz ja zawsze dotrzymuję obietnic danych kobietom. –znów się uśmiechnął tym razem jakby smutniej. Z drżącym głosem odrzekłam mu : - Obietnicę złożoną mojej matce też dotrzymałeś… zabiłeś ją potworze!- przelotnie zerknął na leżącą Angie i wymruczał coś co brzmiało jak „urocze stworzonko”. Po czym z powrotem skupił swoją uwagę na mnie. Jakby nie dosłyszał mojego oskarżenia mówił dalej: -Wiesz Caroline, brakowało mi Ciebie, tego upartego charakterku ognistego jak samo piekło. Powinnaś wrócić do mego boku, wiem , że za mną tęsknisz… słyszę jak wymawiasz moje imię w nocy. Tego było za wiele , nagły czar który mnie owładnął chwilę temu prysł bezpowrotnie. Została furia, niepohamowana żądza zmazania tego drwiącego uśmieszku z tych okrutnych ust i zastąpienia go ekspresją bólu. W samo serce- z prędkością i siłą której normalnie nie udaje mi się uzyskać -rzuciłam w niego drugim sztyletem . Nie patrząc czy dosięgnął celu pobiegłam sprintem w jego stronę i z taką siłą ,że cofnął się o krok zaserwowałam mu kopnięcie z półobrotu. Uśmiechnął się zjadliwie i wysłał w moją stronę falę mocy tak potężną że zarzuciło mną o drzewo pod którym leżała Angie. Zobaczyłam gwiazdy i jak na zwolnionym filmie widziałam , że Samael jak gdyby nigdy nic wyciąga sobie mój sztylet z piersi i rzuca go gdzieś w krzaki po czym zbliża się do mnie spokojnym krokiem. -To jest właśnie moja Caroline, słodka jak miód i waleczna jak czarne koty piekieł. –Zatrzymał się na moment przed leżącym ciałem Angie, po czym z przesadną delikatnością wziął ją na ręce i pocałował w nieprzytomne usta. Świadomość powróciła do mnie jak na zawołanie a furia powiększyła się. Przestałam nad sobą panować. Jedyna myśl , która mi się kłębiła w mózgu to byle go zabić, zranić, sprawić że pożałuje wszystkiego co zrobił. Jednym ruchem wstałam i wyszeptałam zaklęcie którego nie śmiałam użyć od tych trzech lat ani razu. -Wyswobadzam mą duszę z oków światła i ciemności, niech powrócą do stworzycieli. -Poczułam wzbierającą falę mocy , nie , nie wyrosły mi szpanerskie rogi, skrzydła czy inne dziwactwa. Tylko ja oraz łowcy wiedzieli dlaczego należy mnie zabić. Po co męczyć się poszukiwaniem mnie po całej planecie . Bo się mnie bali. Bo ja miałam coś znacznie lepszego niż te błahostki ,coś lepszego niż talent Angie. Nas obie potępiali w niebie a szanowali w piekle. Czemu? Przez matkę Angie i mojego tatusia. Fart czy nie fart , faktem jest to ,że moim ojcem jest Asmodeus- niszczyciel. I to wystarczy by słusznie się mnie obawiać, na szczęście Angela był pozbawiona tej wiedzy ale to, że nie dzieliłam się z nią pewnymi faktami nie znaczy, że jakiś przebrzydły diabeł może ją bezkarnie całować na moich oczach. Samael wyraźnie ucieszył się z mojej reakcji. Tak jak myślałam błędnie ją odczytał : -Widzisz Caroline, ciągle mnie pragniesz. Jesteś taka piękna gdy się złościsz-Z łoskotem upuścił Angie na ziemię- Nie martw się , ona nie jest dla mnie ważna , Ty owszem.- Już wypowiadając te słowa podejrzewałam co chce zrobić. Znałam już trochę ten jego przebrzydły, kapryśny charakter. Żeby zapobiec katastrofie zmaterializowałam w dłoniach mą ukochaną przyjaciółkę kuszę i oddałam strzał. Strzała utkwiła mu w ramieniu ale to nie powstrzymało go przed tym żeby cisnąć w Angie moim drugim sztyletem. -Ty bydlaku … -oddałam jeszcze dwa strzały wiedząc, że tylko go spowolnią a nie zatrzymają przed doszczętnym unicestwieniem Angeli. Upuściłam broń, nie zważając na to że mogłabym ją zniszczyć . Pobiegłam w jego stronę i rezygnując ze skomplikowanych taktycznych uderzeń walnęłam go łokciem w twarz . Różnica wzrostu nie miała już znaczenia, mentalny cios był silniejszy od zwykłego. Jego głowa z burzą ognistych włosów odskoczyła na bok, zachwiał się do tyłu a z ust pociekła mu cienka stróżka krwi. Miał jakby lekko zaskoczony wzrok. Nim doszedł do siebie, ja zdążyłam zabrać ranną Angie spod jego ręki. Szybko ułożyłam ją przy krzakach byle jak najdalej od Samaela. Nie zdążyłam się obrócić a już leżałam na liściach i czułam krew spływającą mi z rozdarcia na plecach . Moja kochana kurtka …no tego nie daruję. -Ty suko … jak śmiesz podnosić na mnie rękę gdy jestem w stosunku do Ciebie tak miłosierny! Niewdzięcznico. Gdyby nie moja interwencja to już dawno dołączyłabyś do Sary. Siłą woli podniosłam się znowu ale tym razem nie zamierzałam być tak delikatna… mogłam spokojnie go zabić teraz gdy pokazał jaki naprawdę jest. -Nie waż się …wymawiać – każdym słowem zwiększałam ładunek mocy wokół mnie- imienia… mojej… matki… sukinsynu !- zwołałam wiatr, wszystkie liście zaczęły tańczyć jak szalone. Ukryły mnie przed wzrokiem potwora , który stał naprzeciw aby nie domyślił się co chcę uczynić. To był koniec zabawy, wezwałam miecz niszczący wszystko- Dios , co, o ironio znaczy tyle co „Bóg”. Nieważne jakiego pochodzenia, ziemskie , anielskie, czy piekielne wszystko zostaje przez niego unicestwione. Biała długa klinga z wygrawerowanymi czarnymi symbolami –pradawny język aniołów- i czarna jak węgiel rękojeść doskonale leżąca mi w dłoni. Ot pamiątka po tatusiu właśnie. Miecz brał energię od swojego właściciela, a tak się złożyło , że ja byłam teraz nią napakowana jak wieloletni narkoman heroiną. -Skarbie chyba nie zamierzasz użyć tego na mnie prawda? Przecież nie jesteś w stanie mnie zabić, ciągle mnie kochasz. Skarbie… -Widziałam w jego oczach , że bał się tego miecza, nie na darmo…Tatuś zabił nim jedną z jego dawnych kochanek. Dlatego ten zdecydował się na odwet i zabił moją matkę. Nie wiedziałam o tym jednak gdy się w nim zakochałam, a ten nie raczył mnie poinformować o tym szczególe. Dowiedziałam się o tym w samą porę , gdy chciał mnie poślubić i w ten sposób dostać „Dios’a” w swoje łapska. Tym kto mnie ostrzegł był o dziwo pewien niebiański łowca, który zostawił specjalnie swoje obowiązki na ziemi aby przekazać mi cudną wieść. Dlaczego uwierzyłam jemu a nie miłości mego życia ? Bo łowcom można zarzucić wszystko… ,że są brutalami , okrutnymi stworami ale na pewno nie, że kłamią w przeciwieństwie do demonów. -Chcesz się przekonać na własnej skórze jak gorącym darzę Cię uczuciem ? Ten miecz pokaże Ci to za mnie.-Nie żartowałam, nienawiść przepełniła mnie całkowicie, za to co zrobił mej matce, Angie i chciał zrobić mnie, należało mu się porządne manto od chuchra takiego jak ja. -Słońce ….Kotku … nie musisz od razu używać tak radykalnych środków.- wciąż zbliżałam się do niego nieubłaganie, jak kat podchodzący do skazanego. Chyba wyczytał w moich oczach , że nie jest mi do śmiechu. -Nie mów do mnie „Kotku” .- Wycelowałam białą klingę w jego pierś gotowa do skoku. Zaczął się rozpływać w powietrzu. -Nie myśl sobie że wygrałaś , jeszcze po Ciebie wrócę i wtedy nie będę taki miły. –usłyszałam jeszcze jego szyderczy i drwiący śmiech gdy znikał, po czym opadłam z sił. Miecz wyssał ponad połowę mojej energii a to nie wróżyło dobrze. Rana na plecach dawała mi się boleśnie we znaki. Jedyna myśl jaka przemknęła mi przez głowę gdy traciłam przytomność to ,że mi się udało , nie zginęłam , Angie żyje a to w konfrontacji z diabłem jest niewypowiedzianym sukcesem. 4. Rozstanie Gdy się ocknęłam , zobaczyłam pochyloną nad moją głową Angelę. Jak tylko ujrzała że otwieram oczy rzuciła się na mnie i oplotła mnie swoimi ramionami łkając. -Carla ! Całe szczęście że żyjesz ! Tak się martwiłam ! –puściła mnie nagle-To wszystko moja wina ! Gdybym się nie nabrała na sztuczki tego Samaela nic by się nie stało !- powoli poczułam wracające krążenie po niespodziewanie silnym uścisku. Nagle przypomniałam sobie co się stało..obiad, i mała bitwa w parku… -Angie skąd wiesz że to był on ?- rozejrzałam się z zaciekawieniem po nieznanym przytulnym pokoju z niebieską tapetą na ścianach i paroma drewnianymi zdobionymi meblami- I jeszcze gdzie jesteśmy? -W moim mieszkaniu. A wiem, bo non stop gadałaś przez sen, niektórych rzeczy musiałam się domyśleć ale ogólnie wiem co się stało gdy byłam nieprzytomna. –Zerknęłam za okno, było ciemno prawdopodobnie gdzieś koło godziny 19.00. -A świadkowie? Czy ktoś coś widział?- rozsądek nakazał mi przejąć się tym czy zaraz do mieszkania Angie nie wpadną łowcy. -Było jedno dziecko …siedmiolatek, wymazałam mu pamięć.-Tak… tej sztuki musiałam ją sama nauczyć bo żyła w błogim przeświadczeniu że nie posiada tej podstawowej umiejętności. -Dobrze..-z westchnieniem opadłam na poduszki i od razu poczułam brak pewnego drobiazgu.. – Wyleczyłaś mnie? Plecy przestały mnie boleć..-Nie żebym narzekała, ale nie wiedziałam , że umiejętności lecznicze Angie tak nagle się poprawiły. Spojrzałam na jej ramię , w które zranił ją Samael- żadnego bandaża, śladów krwi , nic. -Słucham ?-zerknęła na mnie ze zdumieniem jakby obawiając się że za mocno uderzyłam się w głowę-..w prawdzie widziałam że masz rozdarcie na kurtce ale nie miałaś żadnej rany.. Dziwne… po plecach przebiegły mi ciarki… Znaczy że ktoś tam był oprócz nas… może obserwował walkę ale jednak nie zainterweniował. Możliwości były różne… jedyne co mogło pomóc w zlokalizowaniu tajemniczego „ratownika” to stopień zagojenia ran. Nie wiele osobistości mogło to zrobić tak perfekcyjnie. Wyższe anioły , najwyżsi w hierarchii piekła , i niektórzy łowcy. Niektórzy …ale ja znałam osobiście tylko jednego. Nie miałam siły teraz nad tym myśleć, w łóżku Angie było naprawdę przyjemnie.. -Angie ? A co to za strój ? Wybierasz się gdzieś ?-dopiero teraz zauważyłam że jest w płaszczu podróżnym a przy jej nogach stoi obficie zapakowana walizka.-Po co Ci ta walizka? Angela zwlekała z odpowiedzią. Normalnie byłoby to dla mnie normalne ale tym razem dodatkowo spuściła oczy, zauważyłam że były lekko zaczerwienione… płakała. -Jadę do Kanady, za 15 minut mam samolot, postanowiłam, że tak będzie dla nas obu lepiej. -Więc wiesz już kto jest moim ojcem… -Spuściłam wzrok, to normalne żeby się mnie obawiać, mnie , pomiotu piekieł. - Nie dziwię się że nie chcesz ze mną zostać po tym incydencie, nie zamierzam Cię zatrzymywać. – Widziałam jak znowu łzy zbierają się w jej oczach ale udało się jej je zwalczyć. -Nie tylko to przekonało mnie do wyjazdu-powiedziała pociągając nosem- nie chcę… być dla Ciebie kulą u nogi. Zostawiam Ci to mieszkanie, a także trzy moje karty kredytowe , Tobie bardziej się przydadzą. -Angie ..ty wcale nie jesteś..-potrząsnęła głową nakazując mi milczenie- Rozumiem … skoro taka jest Twoja decyzja pozostaje mi życzyć Ci szczęścia. -Angie uśmiechnęła się smutno , otarła łzy, które jednak zdołały się uwolnić spod jej rzęs , schyliła się i pocałowała mnie w czoło. -Cieszę się że spędziłyśmy te trzy lata razem. Może po wojnie znów spotkamy się na górze.-Po tych słowach sięgnęła po walizkę , i wyszła z nią z pokoju nie oglądając się za siebie. Spojrzałam za okno, zaczął padać śnieg w końcu przyszedł grudzień. Angie tego nie wiedziała ale ja owszem. Nie dane będzie nam się spotkać ponownie , bo ja nie zamierzam tam wracać. Samaelowi udało się przedrzeć przez strażników bram świata na górze , ale dzisiejsze starcie na pewno nie zostało niezauważone. Będzie musiał tam wrócić, nie pozwolą wysokiemu demonowi panoszyć się bezkarnie po ziemi. Mogłam uznać, że chwilowo byłam bezpieczna. Usłyszałam jeszcze jak Angela rozmawia z kimś na klatce schodowej, kimś o męskim głosie. Nie słyszałam słów, ale wydawało się ,że była temu komuś za coś wdzięczna. Miałam nadzieję ,że nie rozmawia z kolejnym demonem . Ale teraz nie miało to znaczenia. Nawet jakby nagle przyszedł łowca by mnie zabić , kto wie może bym się ucieszyła. Dzisiejszy incydent sprawił ,że zbudowane ciężkim trudem bezpieczeństwo na ziemi zostało rozwiane w pył. Teraz cały ten pogrążony w wojnie świat wie gdzie mnie szukać a to nie wpływa pozytywnie na dobre samopoczucie. Po trzech latach nadeszła pora by znów zacząć ucieczkę. RE: Przeklęte (ostatnie dwa rozdziały) - anja - 2012-09-22 17:36:30 Powinnam piać z zachwytu nad Twoim talentem, powiem tylko jestem pod wrażeniem jak umiejętnie urealniłaś fikcję RE: Przeklęte (ostatnie dwa rozdziały) - Nimrodel - 2012-09-23 17:12:25 to jeszcze nie koniec ^^ przygotuj się na część drugą "Ucieczka" , podobno jest jeszcze lepsza ^^ |